Na pasach- z Zebrą bezpiecznieKategorie: Zainteresowania Liczba wpisów: 10, liczba wizyt: 15533 |
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 20-06-2011 15:58
Czas się przywitać. Jesteśmy grupą ludzi głęboko zaangażowanych w budowanie odpowiedzialnego i rozsądnego systemu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Na swoim koncie mamy już zorganiozwoany "Marsz Zebry"- marsz po edukację dotyczącą BRD dla dzieci. Materiały, które oddajemy na tym blogu w Państwa ręce, są przygotowywane przez specjalistów. Zgadzamy się z nimi, między innymi z asp. Piotrem Szymańskim, że EDUKACJA JEST NAJWAŻNIEJSZA. Mamy nadzieję, że uda nam się zmienić ten niepokojący stan, przez który najabrdziej cierpią dzieci.
Pozdrawiamy
Organizatorzy Marszu Zebry
A teraz czas na głos Eksperta:
Zadajmy sobie pytanie, jak bardzo kochamy nasze dzieci? Swoje pociechy, skarby, oczka w głowie. Zawsze mówimy, że najbardziej na świecie kochamy nasze dzieci, że poświęcilibyśmy dla nich swoje życie. Czyżbym zadał więc pytanie retoryczne? Z mojego punktu widzenia (funkcjonariusza policji) nie i jeszcze raz nie. To co widziałem przez te wszystkie lata pracy na drodze, doprowadzało mnie do wściekłości, do szału, aż po załamanie nerwowe. Przyjrzyjmy się więc życiu naszych dzieci od początku funkcjonowania ich jako uczestników ruchu drogowego.
Pewnego razu udałem się na miejsce wypadku drogowego, niewielkie boczne zderzenie, małe uszkodzenia pojazdów, wąska droga uniemożliwiająca jechanie z nadmierną prędkością. Kierowcy oczekiwali na mnie na miejscu. Zacząłem się zastanawiać, kto mógł ucierpieć w tak niewinnie wyglądającym wypadku. Okazało się, że do nowego super bezpiecznego samochodu rodzice kupili super bezpieczny fotelik, tylko zapomnieli go przypiąć do siedzenia. Po zdarzeniu fotelik wraz z dzieckiem wypadł przez szybę na jezdnię. Niemowlę z poważnym urazem twarzo – czaszki trafiło do szpitala. Wiem, wiem. Przypadek, roztargnienie, stało się. Ale ja tego nie zrozumiem. Ta mała istotka sama o siebie nie zadba a my jako rodzice pamiętajmy, nie mamy żadnego marginesu błędu! Przyjrzyjmy się innym roztargnionym rodzicom. Przyjeżdżam do wypadku. Na miejscu widzę zapłakanych rodziców nad ciałem swojego dziecka. Wypadek zaistniał na małej uliczce przy niewielkiej prędkości, tylko że myślenie i rozsądek ktoś dorosłym wyłączył. Matka przewoziła dziecko na przednim siedzeniu na kolanach. Po zderzeniu z innym pojazdem wystrzeliły poduszki powietrzne. Ciało dziecka znajdowało się zbyt blisko wystrzelonej z ogromną siłą poduszki Skutkiem czego maluch miał złamany kręgosłup i obrażenia wewnętrzne = śmierć na miejscu.
Nasze pociechy dorastają i idą do szkoły. Niewiele się tam dowiedzą o zagrożeniach czyhających na drodze. Liczą na nas, ale dorośli sami niewiele wiedzą. To czego mogą nauczyć? Trudno powiedzieć gdzie na nasze dzieci czekają większe zagrożenia: w mieście czy na wsi? Myślę, że choć zagrożenia są różne, to w równym stopniu bardzo niebezpieczne. W mieście dzieci najczęściej bawiąc się potrafią wbiec lub wjechać na rowerze bezpośrednio z chodnika pod nadjeżdżający samochód. Jak można mieć pretensje do dzieci, jeśli sami rodzice nie wiedzą, że przez przejście dla pieszych nie wolno przejeżdżać na rowerze, mimo zielonego światła. Trzeba zejść z roweru i przejść. Można przejechać tylko wtedy, gdy przez jezdnie jest wyznaczona ścieżka rowerowa. Mimo naszych upomnień w wakacje prawie codziennie dochodzi w każdym mieście do kilkunastu wypadków z naszymi dziećmi. Za miastem dzieci potrafią bawić się przy bardzo ruchliwych drogach lub spacerować wzdłuż niech, nie wiedząc często po której stronie iść zgodnie z przepisami. Często nie posiadają również żadnych odblasków na tornistrach lub na ubraniach.
Nadchodzi Komunia Święta no i się zaczyna ,,zastaw się a postaw się”, skuter czy qład. Dzieci nie umieją jeździć na rowerze, a my wsadzamy je w pojazdy mechaniczne, często z mocnym silnikiem. Z roku na rok przybywa wypadków związanych z prezentami komunijnymi. Pomyślmy przed zrobieniem takiego zakupu o jego konsekwencjach. Nikt naszych dzieci w sposób należycie uporządkowany i profesjonalny nie przygotowuje do tego, żeby byli dobrymi uczestnikami ruchu drogowego w zależności od wieku. I tak nasze zacofanie komunikacyjne pogłębia się z pokolenia na pokolenie i nie umiemy się ustrzec od czyhających na nas zagrożeń takich jak opisane między innymi we wstępie. Nasza pociecha dobiega lat osiemnastu i udaje się na kurs prawa jazdy. Szybki kurs prawa jazdy plus zaniedbania w szkole doprowadzają później do tragicznych statystyk, gdzie młodzi ludzie powodują wypadki najtragiczniejsze. Jeżeli uda im się jednak przejść ten trudny okres młodości, nasze dzieci same mają dzieci i cykl życia na polskich drogach zaczyna się od nowa w coraz większej niewiedzy i patologii drogowej, bo dostępność do pojazdów jest coraz prostsza. Tylko szybkie wprowadzenie obowiązkowego wychowania komunikacyjnego zbliży nas do wysoko rozwiniętych motoryzacyjnie państw zachodnich.
asp. Piotr Szymański
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 20-06-2011 10:50
Wielokrotnie widziałem przerażone oczy kierujących przejeżdżających obok poważnego wypadku drogowego. Zawsze zadawałem i zadaję sobie wtedy pytanie, ile w tym spojrzeniu współczucia a ile ciekawości. Jedno wiem na pewno- POLSKI użytkownik drogi na tle swych zachodnich europejskich sąsiadów jest słabo wyszkolonym kierowcą i coraz więcej z nas doświadcza tragedii, jaką jest wypadek drogowy.
Wielokrotnie opowiadając swoim znajomym o wypadkach uczulałem ich na błędy, jakie popełnili kierowcy w w każdym z nich. Zwracałem uwagę, jak drobny błąd lub chwila nieuwagi potrafi zmienić całe nasze życie. Jak nasze dochodzenie, próbujące wyjaśnić przyczyny tragedii dla zainteresowanych wypadkiem a mogące zaważyć na całym ich życiu, denerwujące tak wielu kierujących stojących co prawda w korkach i obrzucających nas błotem, jest ważne. Myślę, że dzieląc się moimi wspomnieniami i zwracając uwagę na błędy, jakie popełniacie, uratuję choć jedno życie, będę szczęśliwy. Będę więc opisywał wypadki, ich skutki, przyczyny i konsekwencje. Zdarzenia, które dopiero co wstrząsnęły stolicą i takie, o których już zapomnieliście.
Coś o mnie - przekroczyłem magiczną liczbę 40 lat. Od ponad 20 lat pracuję w warszawkiej drogówce. Przeszedłem od dołu wszystkie możliwe szczebelki kariery. Od 11 lat pracuję przy obsłudze zdarzeń drogowych, od 3 lat jestem zastępcą kierownika Warszawskiej Sekcji Obsługi Zdarzeń Drogowych. W pracy nazywają mnie ,, ANIOŁEM ŚMIERCI ".
Cofnijmy się o kilka lat. W miły i pogodny dzień wezwano mnie pilnie do wypadku drogowego na ul. Pułkowej przy Mc Donald's. Po drodze dowiedziałem się że są zabici. Do wielu tragedii człowiek może się przyzwyczaić, być niewzruszony i pracować jak automat. Osobiście nigdy ale to nigdy nie przyzwyczaję się do śmierci dzieci. To, co baczyłem na miejscu, zmroziło mi krew w żyłach. Dwoje małych dzieci leżało na jezdni, pomiędzy nimi jakaś starsza kobieta. Boże co się stało? - dlaczego Chłopiec już nie żyje? Pytam o kobietę, niestety zespół reanimacyjny nie dał rady, zmarła. Widzę, że walczą jeszcze o życie dziewczynki. Zabierają ja z miejsca. Czyli jest nadzieja. Niestety, dowiaduję się, że umiera w drodze do szpitala. Wieczorem dowiaduję się, że tego dnia na dziecięcej izbie przyjęć lekarzem dyżurnym był jej tata... Szukam samochodu. Dowiaduję się od świadków, że uciekł z miejsca. Wszyscy go szukają, a jeden ze świadków pojechał za nim ( nawisem mówiąc okazuje się, że to znany do dziś polityk jednej z byłych partii rządzących. Ale w Łomiankach pomylił samochody i pojechał za innym kierowcą. Co z nim zrobił, zanim okazało się ze to nie sprawca, nie będę pisał ). No cóż, trzeba zebrać się w sobie i zabrać do pracy. Opiszę wam kiedyś ze szczegółami, na czym to polega. Wybraźcie sobie tylko, że na przejściu dla pieszych znajduje się małe skarpetki i buty... nie trzeba być fizykiem, żeby domyślić się, jaka potworna siła uderzenia zabrała naraz trzy życia. Szukamy i zabezpieczamy resztę śladów, która podpowie nam, co to za samochód i co się stało. Podają apel w telewizji o poszukiwanym samochodzie. Natychmiast ktoś dzwoni, auto stoi niedaleko nas w Dziekanowie, nad jeziorkiem. Zrobione póżniej oględziny pojazdu ujawniają na poduszce powietrznej ślady krwi (czyli mamy DNA). To później będzie koronny dowód w sądzie. Samochód nosi również ślady pokradzieżowe. Wiedzieliśmy od razu, że upozorowane. Dlaczego? Niech zostanie to naszą słodką tajemnicą. Na komendę na Targówku zgłasza się właściciel pojazdu i zgłasza kradzież. BYŁ PIJANY! Nikt już z nim nie rozmawiał. Po badaniu trzeżwości został zatrzymany. Rano, drugiego dnia, podczas przesłuchania przyznał się do wszystkiego. Nasza praca w dniu wypadku i późniejsza praca dochodzeniówki wyjaśniła całą tajemnicę. Wszystko zaczeło się banalnie, kilka godzin wcześniej, może dzień wcześniej. Jakieś spotkanie jakaś okazja.... jedna, dwie butelki piwa, kilka drinków.... A potem uważacie, że wypiliście mało,czujecie się super. Co zrobię z samochodem? Rano jest mi przecież potrzebny, zniknę w tłumie pojazdów, tak naprawdę to mam tylko kawałek do przejechania..
Tym razem się nie udało. Było inaczej. Jadąc lewym pasem ruchu ul. Pułlkową w kierunku Łomianek na wysokości Mc Donald's, na wyznaczonym przejściu dla pieszych zabija trzy osoby, babcie z dwojgiem wnucząt wracajacych z parku. Weszli na przejście bez obaw, ufnie kroczyli po pasach. Przecież na prawym pasie zatrzymały sie samochody, to dlaczego na lewym miałby się ktoś nie zatrzymać? Nie przewidzieli, że będzie jechał pijany, który mało niewiele widzi na oczy. Z prawnego punktu widzenia kierowca dostał zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem alkoholu, nie udzielenia pomocy i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Do dziś odbywa karę. Zniszczył przez wódkę szczęśliwe życie kilku bardzo kochających się rodzin. Swojej rodziny również. Bo przecież rodzina sprawcy też cierpi, też dotykach ich tragedia... też zawalają się wszystkie plany i marzenia.
Mamy tu jeszcze jeden przepis, który kłania sie wielu kierowcom, art. 26 prawa o ruch drogowym. Klepnijmy się w piersi. Jak często balansowalismy na krawędzi życia lub zdrowia wielu osób? Pamietajmy - po zaparkowaniu naszego samochodu równies jesteśmy pieszymi.
asp. Piotr Szymański