SZALONE WSPOMNIENIA – konkurs z kosmetykami marki Under Twenty
- Zarejestrowany: 19.12.2013, 16:12
- Posty: 4400
Tym razem zapraszamy Was na forum. Porozmawiajmy o naszych szalonych latach. Jakie są Wasze najlepsze wspomnienie sprzed ukończenia 20 lat? Może to była wielka miłość, albo obchody osiemnastki. Co szczególnego wtedy wydarzyło się w Waszym życiu. Zapraszamy do wymieniania się wspomnieniami. Aby wziąć udział w konkursie należy dodać minimum 3 posty na forum. Mile widziane są także zdjęcia :).
Forum konkursowe: SZALONE WSPOMNIENIA >>
Zakończenie konkursu już 30-go października!
- Zarejestrowany: 03.05.2010, 06:33
- Posty: 147
Nie można zapominać też o pierwszych wakacjach BEZ rodziców. Długo trzeba było na takie wakacje pracować - same piątki, grzeczność do bólu... i w końcu SIĘ ZGODZILI. 17 lat, jezioro, namioty i grupa znajomych. Oj to były czasy....
Pojechaliśmy niedaleko, około 150 km od domu. Namioty rozbiliśmy u jakiegoś wujka koleżanki na jego polu. Woda do mycia ze studni, sikanie w lesie i w krzakach, wyprawy pożyczonymi rozklekotanymi rowerami po bułki, pieczenie kiełbasek, śpiewy przy ognisku, piwo, wino, mięso z puszki, komary, zero kontaktu z rodziną przez dwa tygodnie i pełna wolność...
Wujek koleżanki podrzucał nam dwójkę dzieci do pilnowania i chodził w pole z żoną, a my robiliśmy za niańki. Teraz sobie myślę że to młodsze dziecko to miało około roku i jestem przerażona że rodzice go nam oddali. Mieliśmy tetrowe pieluchy żeby małego przebierać. Starszy synek biegał do domu z brudną pieluchą brata i wrzucał ją do specjalnego wiadra z wodą, jak mu kazała mama... Karmiliśmy ich zupą ale nie pamiętam skąd się ta zupa brała.... Bałagan z tego tytułu był niezły. Na szczęście mały dużo spał w wózku, a drugi był zafascynowany nami i indianami i ciągle robił pióropusze z trawy i sznurka.... Po południu oba maluchy znikały w domu. I w sumie nic się złego nie stało :-) ale dziś to pewnie prokuratura by wkroczyła :-)
Pamiętam to wszystko jak dziś... Mycie włosów pod lodowatą pompą, kąpiel tylko w jeziorze, spanie jak popadnie (czy raczej "jak-kto-padnie") na trawie, na kocu, w namiotach. Ranną rosę, pianie koguta, świeże mleko prosto od krowy, domowy ser biały..... Niestety wtedy nie było tak że każdy miał aparat i robił setki zdjęć. Ktoś tam miał aparat i pewnie ktoś tam ma zdjecia z tego wyjazdu, ale niestety nie ja.... Szkoda...
- Zarejestrowany: 06.05.2014, 13:13
- Posty: 7
Do szóstego roku życia moi rodzice mieli głupią manię ścinania moich włosów na krótkie (fryzura na chłopca). Kiedy inne dziewczynki paradowały w pięknych kucykach i warkoczach, ja spoglądałam na nie z nieukrywaną zazdrością. Pewnego dnia, gdy usłyszałam, że rodzice znowu chcą mnie zaprowadzić do fryzjera w celu podcięcia już krótkich włosów, postanowiłam sama zorganizować sobie rozrywkę. Pamiętam, że tata oglądał jeszcze Teleexpres, a mama była w pracy, tymczasem ja postanowiłam sama się wystylizować i podciąć włosy. Nie miałam złych chęci - naprawdę wtedy myślałam, że to doskonały pomysł. No, bo przecież zaoszczędzę czas rodziców, ich pieniądze i sama będę miała niezłą zabawę. Byłam dumna z efektu, a mój tata był w takim szoku, że zaniemówił. Ze swoją autorską fryzurką (strasznie się "wygryzłam") chodziłam następne pół roku - niczego nie udało się poprawić na tak krótkich wlosach. Panie w przedszkolu i inne dzieci miały niezły ubaw, a jak dodam, że w dzieciństwie miałam zeza i nosiałam okulary, to efekt był piorunujący. Szkoda, że nie mam zdjęcia
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Szalone wspomnienia..
w młodości miałam wielu znajomych, ale miałam też wspaniałą przyjaciółkę z którą uwielbialiśmy się spotykać i wymyślać różne głupoty.
Zawsze kiedy odwiedzałam moją najlepszą przyjaciółkę w drodze do domu dzwoniłyśmy na dzwonki będące przy bramach. Uciekałyśmy a ludzie po nas krzyczeli, my jednak bawiłyśmy się rewelacyjnie. Kiedyś nawet będąc już w domu postanowiłyśmy zrobić sobie japonki. Potrzebowałyśmy steropian i sznurek oraz farby, byłyśmy tak zdeterminowane i wręcz szczęśliwe, że zrobimy coś swojego. Pięknie je pomalowałyśmy i ubrałyśmy je będąc z siebie bardzo dumne.
Niestety japonki okazały się być made in niedoświadczone i bardzo szybko się rozleciały. Mimo wszystko miałyśmy ubaw po pachy i brudne stopy z farby.
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Wracając jeszcze do mojej wspaniałej przyjaciółki. Byłysmy jak papuszki nierozłączki. Na poczekaniu wymyślałyśmy przedstawienia, które potem odgrywałyśmy dla jej babci, oczywiście stroje musiały być odpowiednie do odgrywanej sceny.
Kiedyś postraszyłyśmy naszą znajomą sztucznym pająkiem.. Płakała i biegała po pokoju jak opętana, a my chichotałyśmy w najlepsze.
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Zawsze uwielbiałam grać z kuzynami, sąsiadami i bratem w piłkę nożną u mnie na placu, gdzie stawialiśmy małe bramki. Dziewczynka będąca w drużynie męskiej ? Zawsze było jakieś, ale. Jednak nigdy nie dałam sobie w kaszę dmuchać. Zabierałam im piłki i biegłam do domu skarżyć się mamie. wiedziałam, że dawało to rezultaty. W późniejszym wieku chodziłąm z kuzynem na treningi.
A kilka lat temu u nas w miejscowości powstał z mojej i koleżanki inicjatywy klub w którym gram i pokazuję wszystkim, że nigdy nie warto odpuszczać a trzeba walczyć do samego końca.
Teraz walczymy o awans.. a co więcej tak poznałam mojego chłopaka.
- Zarejestrowany: 20.08.2014, 11:33
- Posty: 3
"Ja mam 20-cia lat, Ty masz 20-cia lat,
Przed nami siódme niebo..."
Ach, co to były za czasy :) Pamiętam jak dziś - swoje 20-te urodziny obchodziłam we wtorek :) 10-go pażdziernika, na pierwszych zajęciach z Metodologii Badań Naukowych nowopoznani koledzy i koleżanki składali mi życzenia :)
Tak się złozyło, że dla mnie była to granica pomiędzy szaleństwem młodości a początkami dorosłości :) Właśnie wróciłam do kraju po 2-letniej wycieczce do Włoch, pełnej beztroski, pizzy, przyjaciół i zarwanych nocy i rozpoczęłąm studia w obcym mieście, bez znajomych, pracy, pomocy ze strony rodziny. To był dla mnie prawdziwy egzamin dojrzałości...i siły woli ;)
Ale, ale - zanim zaczęłam dorosłość, zwiedziłam pół Poslki autostopem, ścięłam włosy na zero, zakochałam się ze trzy razy (albo i osiem), przeczytałam z tysiąc fantastycznych książek i zrobiłąm kilka bardzo zakazanych rzeczy, które do dzisiaj miło wspominam ;)
Kiedy mamy te około 20-cia lat wydaje nam się, że jesteśmy tacy mądrzy, że wiemy wszystko, że możemy wszystko...Jest w tym coś magicznego ;) Bo przecież czyż nie jest tak, że jesteśmy młodzi, dopóki mamy marzenia...?
- Zarejestrowany: 29.09.2011, 19:24
- Posty: 291
’’Młodość …hmm !!! Kiedy to było??
I mam wrażenie, że jakoś szybko się to skończyło.
Teraz pozostają wspomnienia,
I niepowtarzalne ulotnych chwil wrażenia :)
Młodość rządzi się swoimi prawami,
A szał zachwytu miesza się wówczas ze łzami.
A grzeszki młodości były?? Były przyznaje,
I to w pamięci na lata zostaje !!
Wówczas były inne czasy,
Siedziało się przed blokiem lub w lesie budowało szałasy.
Nie było Internetu,
A i tak człowiek wszedł w okres nastoletniego buntu .
Często się w okresie młodości buntowałam.
Chodź nie zawsze wiedziałam, czego chciałam.
Uszy poprzekłuwane, w nosie kolczyk,
To był mój młodzieńczy krzyk !!
Włosy obcięte na chłopaka,
Tak, właśnie w młodości byłam taka.
Na religii się z księdzem posprzeczałam,
Bo inną opinie niż on wyznawałam.
Nie bałam się mówić to, co myślałam
Chodź nie zawsze ….rację miałam.
Czas młodości kręcił się wokół edukacji,
I szkolnych miłosnych obserwacji.
Z kim teraz jest Ania?
I co robi po szkole z Tomkiem Hania??
Wagary!!!! tak przyznaje chodziłam,
I wówczas szczęśliwa byłam.
Do parku lub lasu jeździliśmy
I tam się świetnie z klasą bawiliśmy…
Idoli!! Też miałam,
I pamiętam, że w Michaelu Jacksonie się kochałam.
Zbierałam wszystkie, informacje na jego temat i do zeszytu wklejałam,
I po latach pamiątkę z lat młodości miałam.
Studniówkę pamiętam doskonale,
Chodź nie chciałam na nią iść wcale.
Mama mi kreacje uszyła,
I w taksówkę mnie wsadziła.
Matura!! Oj działo się wówczas wiele,
Dużo stresu, dużo nerw, ale pomogli nauczyciele.
Egzamin dojrzałości został zdany,
I człowiek na przyszłość miał szalone plany…''
cdn
- Zarejestrowany: 23.02.2012, 20:14
- Posty: 10
Odnośnie mojego wpisu nt autostopu chciałabym tylko dopisać, że niemal o wszystkich wyprawach moi rodziece wiedzieli - jestem jedynaczką, a mimo to nie mieli nic przeciwko temu. Wiedzieli z kim jadę, i pozwalali mi "wybywać" z domu na półtorej miesiąca - bo tyle czasu zajmowały nam podróże i lenienie się. Dodam, że rodzina z Mazur, tam gdzie rozpoczęłam przygodę z autostopem, wielokrotnie straszyła moją mamę, że to się źle skończy, że to niebezpieczne, a mimo to mama pozwalała mi jeździć. To przecież rodzice kupili mi namiot, śpiwór i potrzebne rzeczy, bez których nie mogłabym podróżować. Po każdym przyjeździe z takich wakacji rozkładałam namiot przed blokiem i prałam go solidnie korzystając z wiadra z wodą i szczoty, zszywałam wszystkie dziury i poprucia, przeglądałam i prostowałam śledzie - szykując namiot w ten sposób na kolejny rok.
Podczas jazdy autostopem i wogóle całych wakacji nigdy nie miałam przykrej sytuacji. Wszędzie ludzie byli dla mnie i moich znajomych baardzo mili - może dlatego, że zawsze dużo się uśmiechaliśmy :)
Opiszę jeszcze przygodę z weekendowego wypadu w góry. Mój chłopak (ten student z koncertu) skrzyknął znajomych ze studiów i pojechaliśmy na dwa dni do Wisły Fojtuli do schroniska PTSM. Było to schronisko kawałek od głównego szlaku, na zboczu małej górki, bardzo skromne. Ale nam wystarczyło do imprezowania - tym bardziej, że opiekun schroniska mieszkał gdzieś dalej, więc cały budynek był do naszej dyspozycji. Podczas naszego pobytu napadało mnóstwo śniegu i gdy po sobotniej balandze obudziliśmy się, zdziwiliśmy się niesamowicie. A, że plan był by wejść na Baranią Górę nie rezygnowaliśmy z pomysłu. Kilka osób wymiękło, jednak ja, mój facet i jeden kolega stwierdziliśmy, że nie popuścimy i że śnieg nam nie przeszkodzi.
No i poszliśmy. Ja i mój facet w dżinsach, kolega w spodniach narciarskich. Początek szlaku to była prosta, niemal równa droga doliną, między górami wzdłuż Wisły. Droga ta jest baardzo długa. Okazało się, że była kompletnie zasypana miękkim puchowym śniegiem. Śnieg sięgał nam... do pasa. Ponieważ byłam baardzo ambitna to ja szłam pierwsza i przecierałam szlak. Szliśmy, szliśmy, zimno było przeraźliwie ale szliśmy. W końcu zaczęło się podchodzenie pod górę, zmarznięci szliśmy dalej. Przestałam iść pierwsza z przodu, przepuściłam chłopaków, bo spodnie miałam do ud po porstu mokre, nie mówiąc już o butach... mój facet też miał dżinsy mokre ale że jest wyższy i długo szedł za mną przetartą ścieżką, to spodnie miał mokre gdzieś tylko trochę powyżej kolan. Generalnie masakra. Szliśmy jednak dalej pod górę, milczący, zacięci, z nadzieją, że zaraz pojawi się upragniony szczyt. Od podchodzenia pod górę spoceni byliśmy ogromnie. Z jednej strony zgrzani, z drugiej mokrzy - dramat. Oczywiście zastanawialiśmy się czy nie zawrócić, ale NIE - idziemy dalej. W końcu gdy kolejne podejście nie okazało się szczytem, lecz tylko złudzeniem - stanęliśmy na chwilę. Już od dłuższego czasu zęby mi szczękały tak, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Szłam na końcu i moi panowie, nie mieli pojęcia o moim stanie. Gdy zobaczyli mnie zsiniałą, szczękającą zębami, trzęsącą się jak osika, to wystraszyli się na poważnie. Po krótkiej analizie stwierdzili, że trzeba mnie jakoś rozgrzać. Zarządzili przebieranie! Na wąskiej ścieżce, zasypanej do pasa śniegiem zaczęłam ściągać mokre i zamarznięte spodnie ledwie trzymając się na nogach i trzesąć się tak jak nigdy w życiu. Kolega ściągnął swoje spodnie narciarskie a on miał chyba pod nimi jakieś dżinsy i w nich wrócił. Moje mokre spodnie włożyliśmy do plecaka i ... wycofaliśmy się. O ile nasza droga na szczyt trwała około trzech-czterech godzin, to powrót wg mojego odczucia był błyskawiczny. bo zajął mniej niż dwie godziny. Przetartym szlakiem, z górki, ze świadomością ile nam jeszcze drogi zostało wracało nam się wręcz komfortowo, a ja dzięki pozbyciu się mokrych dżinsów doszłam do siebie dość szybko. Był żal że nie zdobyliśmy góry, ale też świadomość, że mieliśmy niesamowite szczęście, że nasza głupota nie miała poważniejszych konsekwencji.
Wróciliśmy szczęśliwie, wysuszyliśmy się w schronisku i wróciliśmy pks-em do domu...
- Zarejestrowany: 03.05.2010, 06:33
- Posty: 147
Dodatkowo, szaleństwa młodości to miłość wielka do idoli muzycznych. Boże, jak ja kochałam Thomasa Andersa z Modern Talking.... Miałam CAŁĄ ścianę z jego plakatami, a jak się ożenił z niejaką NORĄ i na zdjęciach zaczął się pojawiać z jej imieniem na naszyjniku to się odkochałam i przerzuciłam na Nieśmiertelnego, czyli Christophera Lamberta. I jego plakaty zastąpiły plakaty Andersa.
Kto z nas nie miał zaplakatowanej całej ściany? He he. Szaleństwem było stanie w kolejkach o szóstej rano w sobotę w kiosku, żeby dowieźli Nową Wieś, w której były na ostatniej stronie plakaty z gwiazdami. Dodatkowym sposobem zdobywania plakatów były dla mnie wymiany pocztą z kuzynką z Czech, której ja wysyłałam zdjęcia "metalowców" a ona mi wysyłała Georgea Michaela i Modern Talking. Drugim sposobem były wymiany ciuchów na plakaty z koleżanką której ojciec pracował w RFN i przywoził regularnie Bravo.
Teraz nie widzę takich fascynacji u moich dzieci. Być może czas obfitości we wszystko i czas zbyt wielu wykonawców nie sprzyja wieszaniu plakatów na ścianach... Inne czasy mocium panie.....
- Zarejestrowany: 29.09.2011, 19:24
- Posty: 291
''Przed magiczną dwudziestką..
Wydawało mi się, że mogę wszystko…
Góry przenosić, cuda tworzyć,
I w świat szeroki od zaraz wyruszyć…
Wyjazdy w góry przed dwudziestką – super wspomnienia,
I pierwsze górskie wędrówki – to były uniesienia.
Wynajmowaliśmy z koleżankami tanie kwatery,
A w supersamie kupowaliśmy owcze sery.
Zawsze wysyłaliśmy pocztówki z pozdrowieniami do rodziny
Przesyłając same dobre nowiny…:)
Przed dwudziestką – dużo listów pisałam,
Bo znajomego z Gdańska miałam.
Listowna to była znajomość,
Bo za daleko jak na tamte czasy mieszkał ten jegomość …
Typowo ze szkolnych lat(podstawówka) świetnie pamiętam kieszonkowe,
Takie zaskórniaki domowe.
Szaleństwo było jak je otrzymywałam,
A gdy się skończyło – z żalu płakałam.
Dynastia, Koło fortuny, Czar Par – w moim rodzinnym domu to były, hiciory,
Oglądało się to, gdy były wieczory.
Cała rodzina przed telewizor siadała
I z wielkim zaciekawieniem oglądała.
Na dyskoteki przed dwudziestką ze znajomymi jeździłam,
Bo przecież po osiemnastce to już dorosła byłam.:)
Ale zawsze pod czujnym okiem brata,
Miałam go czasami za swojego prywatnego ochroniarza i adwokata.
Na dyskoteki pociągiem podróżowaliśmy,
I zawsze wesołe miny mieliśmy.
Bardzo często nasz humor udzielał się konduktorowi,
I bilety mieliśmy wówczas z głowy..
Jechaliśmy za free i to nas cieszyło,
I wielokrotnie to się powtórzyło.
W dzisiejszych czasach to raczej już jest niemożliwe,
Bo czasu mamy trudne i burzliwe…''
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Pamiętam, jak z moimi przyjaciółkami z liceum z którymi do dziś utrzymuję kontakt postanowiłyśmy zrobić coś szalonego..
By odpocząć i się odstresować przed maturami, jedna koleżanka która uwielbia podróżować znalazła nam bilety na Cypr. Byłyśmy zdumione i szczęśliwe, każdego dnia omawiałyśmy szczegóły.
Poleciałyśmy tam prawie za darmo. Tanie bilety które wyszły nas 350 zł w dwie strony a nocleg miałyśmy za darmo gdyż jeden znajomy ma tam dom. Miałyśmy samochód do dyspozycji. Porankiem wychodziłyśmy na balkon i tam jadłyśmy śniadanie, po południu odwiedzaliśmy przepiękną plażę, gdzie nigdy nie zapomnę jego uroku. Wieczorami siadałyśmy koło basenu, który mieliśmy przy naszym domku, piłyśmy wino io patrzyłyśmy na zachodzące słońce. Wieczorem strojenie i wychodzenie w świat.
Nie zapomnę jak wypiłam oczywiście, gdy już byłam pełnoletnia :P piwo, taki miałam ubaw, że zaczepiałam ludzi wokoło a dziewczyny ze mnie brechtały we wszystkie możliwe strony.
Ludzie i klimat tam był niesamowity. Był to pyszny czas :)
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Bedąc bardzo malutka, rodzice zabrali mnie do wujka na Curacao.
Niesamowite przeżycie, lot samolotem, czarnoskórzy ludzie i ich białe zęby, karnawał, msze w kościele, plaża
Pewnego razu moja mama ogromnie się zdenerwowała i przestraszyła bo podczas karnawału, ja jako dziecko byłam energiczna i ciągle coś przeskrobałam, uciekłam.
Nikt nie wiedział dokąd.. wszyscy się martwili. Jednakże byłam na tyle sprytna, że uciekłam na jeden powóz który jechał akurat w karnawale. Byli tam przemili murzyni i murzynki, że zmęczona po całym dniu stania i oglądania postanowiłam się zdrzemnąć.
A, że wujek tam pracował bo jest misjonarzem znali go miejscowi, dlatego też po przebudzeni znalazłam się już w ramionach zmarwionej mamy. :)
Mimo wszystko zawsze można powiedzieć, że było to szalone wspomnienie w końcu jechałam z czarnoskórymi w pięknym pojeździe:D
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Ciężko słowami jest opisać, wspomnienia, które my sami przeżyliśmy. My czujemy każde emocje, to co tutaj każda z nas opowiada to namiastka tego co naprawdę czułyśmy i czujemy jak sobie o tym wspomnimy.
Wtedy każdy gest mógłbyć dla nas najśmieszniejszy.
Przebranie się w podstawówce za klowna dla kogoś może być najbardziej szalonym wspomnieniem.
Pierwsza miłość, pierwsze pocałunki, które były tak emocjonujące.
Każda chwila przebyta w przedszkolu, gdzie wygłupiało się na placu zabaw i w moim przedszkolu zawsze było okienko w którym siedziała jedna osoba i gdy przychodzili rodzice biegło się do głównej sali i wołało kolegę/ koleżankę po którą/ ego przyszedł rodzic.
Każde wrzaski na korytarzu w podstawówce i wyścigi były największą frajdą. Ciuchy w jakie ubierały nas nasze wspaniałe mamy też były zabawne, ale jakże też stylowe w tamtych czasach.
Każde chwile na głupich rozmowach czy chociażby na dziecinnych kłótniach które są teraz tak abstrakcyjne.
Wycieczki, ludzie, rzeczy, sytuacje.. jak wiele można tutaj napomnieć. Jak bardzo chciałoby się wrócić do tamtych chwil i wiedzieć, że to są najpiękniejsze czasy, że tak naprawdę nigdy nie jesteśmy tego świadomi.. w młodości chcemy być tylko starsi by mieć już swoje prawa, przywileje.. a kiedy do tego dochodzi zdajemy sobie sprawę jakie szalone rzeczy tak naprawdę w nieświadomości nas minęły.
Wspaniałe jest to, że ludzie się tym chwalą pomimo wieku i tego, że dzisiejszy świat nie akceptuje pewnych zachowań.
Myślę, że każdy chwaląc się tym i wspominając to nie jako wstyd, ale dumę że miało się czas na głupoty jest człowiekiem który miał dzieciństwo pełne szalonych wspomnień.
Miło, że są jeszcze fantastyczne tematy, które wzbudzają w nas uśmiech i poczucie, że gdzieś w nas tkwi jeszcze wspaniałe dziecko, które w odpowiednich momentach może się wyzwolić :)
- Zarejestrowany: 24.10.2014, 09:06
- Posty: 7
Mogę więc stwierdzić, że moim szalonym wspomnieniem jestem sama Ja .
Każdy ma swoją historię. Czym człowiek starszy tym większy ma bagaż doświadczeń i głupot które doświadczył.
Czemu szalonym wspomnieniem jestem ja bo całe dzieciństwo stworzyłam sobie ja, nie ktoś inny.. jak żyłam tak było :) Dlatego z tym wiąże się wiele wspomnień, które może dziś bym powtórzyła by poczuć się młodziej i z satysfakcją, że jest coś jeszcze co mogę zrobić żeby poczuć, że gdzieś tam tkwi dziecko z wcześniejszych pięknych lat :):):):)
Szalone wspomnienia to przede wszystkim studia! Imprezy i akademik, kto studiował ten wie
Pierwsza miłość! Trochę późno, ale była, później wielkie rozczarowanie!
Wydawać by się mogło, że zwojujemy cały świat i nadal te uczucie pozostało :)
Miałam 20 lat, gdy odzyskałam kontakt przez nk i gg z obecnym mężem :) Ile ja nocek zarwałam przez całonocne gadulce na chacie!
- Zarejestrowany: 28.06.2010, 18:09
- Posty: 14
Gdy skończyałm 18 lat - życie stanęło przedemną otworem. Dyskoteki, zabawy - wreszcie mogłam na nie pójść i szaleć do białego rana. NIe mogłam już doczekać się nadchodzących wakacji. Wiedziałam że dzięki mojej pełnoletności nie będę już musiała być w domu przed 24! Wakacje spędzałam jak co roku, u ciotki na wsi wraz z szaloną już pełnoletnią od roku kuzynką Ewką. W tygodniu pracowałyśmy w polu a w sobotę zarobione pieniądzę przepuszczałyśmy na zabawię w pobliskiej wsi. Zawsze na zabawy zawoźił nas i przyjeżdzał po nas mój wujek, ojciec ewki. Pewniej soboty poznałam chłopaka: przystojny, szarmancki, wesoły. Ideał. Umówiliśmy się na przyszły tydzień. Nie mogłyśmy się doczekać. W sobotę wieczorem okazało się ze auto nawaliło i nie możemy jechać. jednak my się nie poddałyśmy. Postanowiłyśmy wiec iść na nogach. Szłyśmy długo ok 1,5h. Było ciemno, gdy byłyśmy prawie u celu. Ewa stwierdziła, że przez pole będzie na skróty. Posłuchałam jej. Nagle poczułam coś dziwnego na stopie i okropny fetor. Wlazłam w kupę krzyczałam. Ewka stwierdziła ze nikt nie zauważy. Błagałam byśmy wróciły, była nieugięta. Noc spędziłam na ławce obok remizy. Na szczęście nie sama. Kuzynka opowiedziałam co się stało mojemu przyjacielowi, a on pośpieszył z pomocą. Wymył mi buta i pomógł wymyć nogę w rzece. To była gorąca ale i śmierdząca noc. Dziś ów przystojniak to mój mąż. Szkoda, że nie chce już mi myć butów:)
Fajnym uczuciem było odebranie z Urzędu Miasta pierwszego dowodu osobistego :)
Takie potwierdzenie naszej tożsamości, której na każdym zakręcie życiowym szukamy.
- Zarejestrowany: 29.09.2011, 19:24
- Posty: 291
‘’Czytałam na tym forum o wspomnieniach z dyskotek typowo wiejskich.
Które różnią się dużo od tych miejskich.
Jako nastolatka ja też, co sobota będąc u babci na wsi jeździłam na takie dyskoteki,
Oj były to wówczas klasyczne balety :)
Ale jedną z sobót zapamiętałam doskonale,
Bo na dyskotekę jechaliśmy jak rdzenni górale.
Lokalny rolnik wiedząc, że jeszcze wiele kilometrów pieszej wędrówki przed nami,
Zawiózł nas na dyskotekę swoimi konikami.
Wozem konnym, zatem dane mi było jechać,
I stukot koni o asfalt słuchać..
Nigdy więcej już wozem konnym nie podróżowałam,
Chodź tą historie z lat młodzieńczych zapamiętałam…..’’
A pierwsze zarobione pieniążki przed dwudziestką.
To też było zakupowe szaleństwo…
- Zarejestrowany: 14.01.2014, 08:08
- Posty: 190
Ohh... to były czasy... w wieku 17 lat poznałam w realu chłopaka, którego poznałam przez pomyłkę telefoniczną gdy miałam lat 13 :P To były mocne przeżycia... teraz jak tak sobie myślę to nie wiem czy odważyłabym się na takie spotkanie, czy zdecydowałabym się na tak szalony pomysł...a dokładnie było to tak:
Miałam 13 lat... dostałam od rodziców swój pierwszy w życiu telefon komórkowy... pewnego dnia dzwoniąc do kuzyna, zamiast Damian po drugiej stronie słuchawki odezwał się Krzysiek.. padła diagnoza: pomyliłam numer! Przepraszam Pana, do widzenia.
Po chwili ów Krzysiek oddzwania i mówi: "Witaj. spodobał mi się Twój głos... ".. Ja zaniemówiłam.. ale z chęcią w formie przygody zaczęłam z tym miłym chłopakiem rozmawiać;) Pomyślałam: Co mi szkodzi.. zaczęliśmy sms-ować, czasem zadzwonił... Niestety jak się szybko okazało mieszkał ponad 400 km od mojego miasta..
Dzwonił do mnie wieczorami, opowiadał o swoich problemach- ja Go wysłuchiwałam, doradzałam jak mogłam.. Wszystko fajnie, tylko wirtualnie.. niestety...
Po 4 LATACH tej burzliwej, telefonicznej znajomości Krzysiek zaproponował, żebyśmy się spotkali... miałam wówczas 17 lat.. on 20 :) Myślę sobie.. to absurd.. jak.. to obca mi osoba, nie znam Go, widziałam tylko na zdjęciu, jak się poznamy, kawał świata, gdzie będzie mieszkał, co na to rodzice.. zupełne wariactwo... Odpowiedziałam: PRZYJEDŹ..
Ciągle uważałam ten pomysł za istne młodzieńcze szaleństwo..
8 lipiec 2009 rok..... pojechałam na Dworzec po mojego gościa... była burza...
Stoję na peronie wystraszona, zmoknięta, straciłam zmysły....
Słyszę: pociąg TLK wjeżdża na tor 3 przy peronie 2 !!! Przeszły mnie dreszcze, serce biło jak szalone...
Idzie... to chyba On.. uuu..moje serce mało nie wyskoczyło, nogi trzęsły mi się okrutnie...
Przywitał się i pocałował delikatnie w policzek... i w tym momencie świat obrócił się o 360 stopni, wszystko zawirowało, zaświeciło słońce na pięknym niebie, ukazała się tęcza, zwariowałam...
Miłość od pierwszego wejrzenia... denerwowaliśmy się oboje! To wspaniałe uczucie... patrzyliśmy sobie w oczy i nie mogliśmy wydusić ani słowa... Krzysiek złapał mnie za rękę i poprowadził...
Pojechaliśmy do mnie do domu, przedstawiłam Go rodzicom..
....od tej pory wszystko potoczyło się samo... nasza miłość żyje swoim życiem... od tego magicznego spotkania Krzysiek prowadzi mnie za rękę przez życie już 5 rok !!
Nie wyobrażamy sobie życia bez siebie...:* Jest cudownie.. To najpiękniejsze co mogło mi się przytrafić w życiu..
Zakochałam się bez pamięci w jego blond włosach i głębokich niebieskich oczach, w których zatapiam się każdego dnia i widzę w nich cały piękny świat:) On natomiast oddał swoje serce mi- małej, czarnej kruszynce z bujną, czarną, kręcona czuprynką i brązowymi oczami:)
Krzysiek powiedział: jesteś moim przyjacielem, moja miłością- najpiękniejszym skarbem jaki dostałem w życiu od losu:) To cud, że Cię poznałem..
Od LIPCA tego roku jesteśmy już narzeczeństwem i planujemy ślub!:):*
Tak to nasze PRZEZNACZENIE!! I nie oddam Go za żadne skarby świata !!
- Zarejestrowany: 06.05.2014, 13:13
- Posty: 7
W wieku dziesięciu lat bardzo często uczestniczyłam w imprezach imieninowych mojego wujostwa. Z tych okazji zjeżdżała się cała familia z dzieciarnią. Naszą ulubioną zabawą podczas tych imprez była zabawa w chowanego. Wśród gości zjawiała się również jedna z ciotek Teresa - starsza dystyngowana pani, która wymagała od dzieciaków doskonałych manier i cały czas je pouczała. Oczywiście wszystkie dzieciaki bały się starszej pani i unikały jej jak ognia.
Po godzinie zabawy w chowanego trudno było znależź jakąś dobrą kryjówkę. Ja nagle wpadłam na pomysł, że mogę się przecież schować na parapecie w łazience, która była połączona z toaletą. Pomysł okazał się wyśmienity, bo wszyscy już zostali odnalezieni, a ja nadal pozostawałam w ukryciu. Nagle, kiedy przebywałam jeszcze w kryjówce, do łazienki weszła ciotka Halina. Zastygłam w bezruchu. Miałam nadzieję, że jej wizyta w łazience ograniczy się do zaspokojenia podstawowych potrzeb fizjologicznych, ale niestety... Po serii stęknięć i tym podobnych odgłosów, ciotka opuściła podwoje łazienki, a ja wreszcie odetchnęłam z ulgą. Pot spłynął po moich plecach. Nie wiem, jaka byłaby reakcja ciotki czy rodzinki, gdyby okazało się, że bawimy się w taki sposób, czyli przez przypadek w podglądaczy. Kiedy zeszłam z parapetu łazienki, nie przyznałam się dzieciakom, gdzie byłam tak dobrze schowana. Po takiej akcji zakończyliśmy naszą zabawę w chowanego - byłam za bardzo zażenowana. Podczas następnych imprez bardziej przemyślanie dobierałam swoje kryjówki :-)