SZALONE WSPOMNIENIA – konkurs z kosmetykami marki Under Twenty - Forum
Znajdź nas na

Tworzymy społeczność rodziców

Wątek

SZALONE WSPOMNIENIA – konkurs z kosmetykami marki Under Twenty

73odp.
Strona 1 z 4
Odsłon wątku: 15013
Avatar użytkownika Kasia P.
Kasia P.Poziom:
  • Zarejestrowany: 19.12.2013, 16:12
  • Posty: 4400
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 07:57 | ID: 1156359

Tym razem zapraszamy Was na forum. Porozmawiajmy o naszych szalonych latach. Jakie są Wasze najlepsze wspomnienie sprzed ukończenia 20 lat? Może to była wielka miłość, albo obchody osiemnastki. Co szczególnego wtedy wydarzyło się w Waszym życiu. Zapraszamy do wymieniania się wspomnieniami. Aby wziąć udział w konkursie należy dodać minimum 3 posty na forum. Mile widziane są także zdjęcia :).


Forum konkursowe: SZALONE WSPOMNIENIA >>


Zakończenie konkursu już 30-go października!

SZCZEGÓŁOWY REGULAMIN >>

 CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ >>

Avatar użytkownika alen300
alen300Poziom:
  • Zarejestrowany: 20.07.2014, 06:51
  • Posty: 73
1
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 08:15 | ID: 1156362

Na myśl o szalonym wspomnieniu przychodzi mi przygoda, która miała miejsce miesiac przed ukończeniem 20 lat. Wybraliśmy się całą paczką na weekend w lesie - taki długi spacer. Była to zaaranżowana randa dla mnie przez moją przyjaciółkę. Chłopak podobał mi się ogromnie więc pomyślała dlaczego nie zorganiozować bliższego spotkania (zapomniałam dodać, że był to kuzyn mojej przyjaciółki).

Spotkaliśmy się na miejscu, leśniej polanie w górzystych terenach. Tak nam się dobrze rozmawiało, że dziwnym cudem odłączyliśmy się od całej naszej grupy rozmawiajac na wszystkie tematy. Nasze zdziwienie było spore, kiedy ani znajomych ani znajomej drogi widać nie było. Po kilku godzinach kluczenia dotarliśmy do pobliskiej wsi i stamtąd udało nam się dodzwonić do znajomych. Okazało się, że wszyscy nas widzieli z oddali, ale myśmy szli w odwrotnym kierunku, więc nikt nie chciał nam psuć dobrej zabawy:)

Avatar użytkownika alen300
alen300Poziom:
  • Zarejestrowany: 20.07.2014, 06:51
  • Posty: 73
2
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 08:24 | ID: 1156363

Druga historia dotyczy przełamywania mojej nieśmiałości. Od zawsze byłam osobą bardzo cichą, skrytą, nielubiącą wychodzić przed szereg. Jako licealistka należałam do oazy, więc wszelkie wyjazdy, dni skupienia były na porządku dziennym. Jeden taki wyjazd dotyczył konkursu na prezentację regionu w którym się mieszka. Prezentacja była dowolna - piosenka, inscenizacja, skecz. Nasza grupa postawiła na prezentację ustną z odrobiną humoru i rymowaną piosenkę z akopmaniamentem gitary, skrzypiec i innych drobnych instrumentów:)

Niestety mnie wybrano na konferansjera. Stesowi i przerażeniu w moich oczach nie było końca:) Przygotowywałam się długo, uczyłam na pamięć napisanego tekstu. Koniec, końców wyszła jedna wielka improwizacja - bo oczywiście mnie nerwy zjadły. Wplotłam nawet powitania w dwóch językach, ale wspomianm mile bo nasza grupa wygrała:)

Avatar użytkownika alen300
alen300Poziom:
  • Zarejestrowany: 20.07.2014, 06:51
  • Posty: 73
3
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 08:39 | ID: 1156365

Jedna historia szalona zostanie w mojej pamięci do końca życia za sprawą koleżanki mojej babci i mojej babci oczywiście:)

Byłam nastolatką, lubiącą się uczyć, spędzać wieczory z książkami. Każda próba wypchnięcia mnie poza dom kończyła się niepowodzeniem, więc babcia  moja zadziałała i ze swą koleżaką postanowiły zorganizować mi randkę koleżeńską:) Ponieważ koleżanka babci nie jest z moich stron, namówiła swojego sąsiada, który był w moim wieku, żeby spotkał się ze mną dla wyrwania mnie z domu:) Babcia oczywiście zorganizowała moje zdjęcie  ale nie pomyślały, żeby od tego sąsiada też wziąć zdjęcie. Któregoś zimowego wieczoru ów sąsiad zadzwonił, przedstawił się, powiedział po co dzwoni, umówiliśmy się, tylko kłopot polegał na tym, że ja nie wiedziałam jak on wygląda, więc sytuacja zapowiadała się ciekawie. Koleżeńskie spotkanie było umówione pod skarboną na Rynku w Krakowie. Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle ludzi się tam umawia:) Każdy osobnik płci męskiej, który szedł w moją stronę był potencjalnym nieznajomym:) Oddech mi się zatrzymywał kiedy szedł: grubasek z frytkami w ręku, wysoki w glanach i z długą brodą, łysy w kapturze:) Nagle ktoś zza pleców powiedział niskim głosem to wyczekiwane "cześć". Obejrzałam się i zauważyłam przystojnego bruneta o całkiem przyzwoitych rysach twarzy, który pierwsze wrażenie zaliczył na plus:) Spotykaliśmy się parę miesiecy, ale sytuacja wymagała naszego rozstania. Minęło 15 lat, a niedawno zadzwonił, zdobywając mój numer telefonu niewiadomo skąd, bo koleżanki moojej babci już dawno nie ma wśród nas ...

Avatar użytkownika alen300
alen300Poziom:
  • Zarejestrowany: 20.07.2014, 06:51
  • Posty: 73
4
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 09:14 | ID: 1156367

Sytuacje szalone są związane z czasem kiedy byłam studentką uczelni ekonomicznej. Zawsze starałam się być przygotowana, przerabiałam tematy na zaś, żeby być o krok do przodu. Ale zdarzyło się parę takich egzaminów, że największy kujon nie jest w stanie przerobić takiego ogromu materiału. Ratują więc ściągi:)

Egzamin był na auli, gdzie siedzi się jak w teatrze, pod kątem, a siedzenia są opuszczane, idealna sala na egzamin - ale dla egzaminatora. Tutaj każdego widać jak korzysta z pomocy zabronionej, czy robi jakiekolwiek ruchy związane z niepisaniem:) Mnie przypadło miejsce na środku rzędu, w środku sali tuż naprzeciwko egzaminatora. Egzamin był niewyobrażalnie trudny - z zarządzania jakością. Nie było na sali osoby, która niemiałaby zainstalowanych ściąg - bo temat jest nie do ogarnięcia przez zwykłego śmiertelnika:)) Rozpoczęło się półtorej godziny męczarni, dla mnie podwójnej a nawet potrójnej, bo urwało się pode mną to nieszczęsne siedzenie opuszczane i ponad godzinę siedziałam w powietrzu oparta tylko plecami. Co za szaleństwo i sztuka ściągać w takich warunkach a co dopiero wyciągnąć odpowiednią ściągę. Dałam rade na 3,5:) - zdała 1/3 piszących ... komentarza brak:)

Avatar użytkownika alen300
alen300Poziom:
  • Zarejestrowany: 20.07.2014, 06:51
  • Posty: 73
5
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 09:25 | ID: 1156371

Jako dziecko byłam bardzo żywiołowa, odważna i nic nie było w stanie stanąć mi na drodze do osiągnięcia sukcesu  (szkoda, że w późniejszych latach te cechy zanikły:)). Miałam 4 lata. Pewnego zimowego wieczoru przyszedł ksiądź z wizytą duszpasterską. Rodzice moi oczywiście chcięli się pochwalić moją muzykalnością i odwagą, więc zachęcali do zaśpiewania kolend. Akurat w ten dzień moja forma nieznacznie osłabła i jakoś nie miałam ochoty na zaśpiewanie nowo nauczonych kolend. Ale za wyraźną namową księdza i wszystkich domowników stanęłam przy drzwiach oparta o futrynę zaczęłam śpiewać z wyraźnym seplenieniem: "jesteśmy na wcasach, w tych góralskich lasach, w promieniach słonecnych opalamy się". - ach te szalone lata:)

Avatar użytkownika irena48
irena48Poziom:
  • Zarejestrowany: 23.10.2014, 09:35
  • Posty: 4
6
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 09:52 | ID: 1156390

Mam bardzo dużo szalonych wspomnień .


Teraz zostało mi tylko dwa miesiace do konća ciązy i będę miała swojego Synka przy sobie . lecz moje wspomnienia bedą najpiekniejsze ze wszystkich 

Avatar użytkownika irena48
irena48Poziom:
  • Zarejestrowany: 23.10.2014, 09:35
  • Posty: 4
7
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 09:54 | ID: 1156393

{#lang_emotions_smile}

Avatar użytkownika irena48
irena48Poziom:
  • Zarejestrowany: 23.10.2014, 09:35
  • Posty: 4
8
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 09:55 | ID: 1156394

{#lang_emotions_smile}

Avatar użytkownika kwadracik
kwadracikPoziom:
  • Zarejestrowany: 16.01.2011, 15:14
  • Posty: 11242
9
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 10:19 | ID: 1156406

Fajny konkurs :-) Mam nastoletnią bratanicę,której jestem chrzestną,więc wezmę udział! :-)

Avatar użytkownika Scarlett
ScarlettPoziom:
  • Zarejestrowany: 01.09.2013, 18:09
  • Posty: 204
10
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 11:48 | ID: 1156445

Moje wspomnienia z okolic 18-20 lat wiążą się przede wszystkim z liceum. Był to dla mnie wspaniały czas- w swojej klasie zdobyłam grupę przyjaciół (przyjaźnimy się do dziś,choć minęło ładnych kilka lat), a przede wszystkim zaczęłam chodzić z jednym chłopakiem...moim pierwszym. Szybko okazało się,że również ostatnim,bo 3 lata później zaręczyliśmy się, a po kolejnych dwóch wzięliśmy ślub (a ja nigdy nie wierzyłam,że miłość swojego życia można poznać w szkole!).


Najbardziej szalone wspomnienia to wakacyjne wyjazdy w grupie przyjaciół. Pierwszy nasz wyjazd, po drugiej liceum wspominam do dziś i zastanawiam się,jakim cudem się na to zdobyłam! Teraz bym tego nigdy nie zrobiła. Pojechaliśmy w kilka osób pod namioty. Rozbiliśmy obóz w lesie, na polance. Warunki koszmarne- do toalety 2 kilometry, do sklepu 5...Spałam wtedy pod namiotem z moim chłopakiem, a mój tata do dziś o tym nie wie:D Nie wie też, że byliśmy w środku lasu, oficjalna wersja to było pole za stodołą u babci koleżanki.


Ah nigdy nie zapomnę tej przygody-burza w nocy szalejąca nad nami i ten strach,że piorun uderzy w drzewo nad naszym namiotem. Zostawiona pod namiotem kiełbasa i w środku nocy dzikie zwierzę,które się do niej dobrało. Race nad drzewami, odgłosy lasu...uff aż mam ciary jak o tym myślę. 


Często z mężem wspominamy ten wyjazd:) W ogóle super jest to,że mamy wspólne wspomnienia z czasów mlodości.

Avatar użytkownika mamadwojga
mamadwojgaPoziom:
  • Zarejestrowany: 03.05.2010, 06:33
  • Posty: 147
11
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 15:52 | ID: 1156506

 

Szaleństwa młodości....


Książkę można by napisać. Choć tak naprawdę byłam grzeczna...


Najmilej w czasach licealnych wspominam … luz z jakim wtedy się żyło i podchodziło do życia. Jako „młodzież” byłam bardzo dobrą uczennicą i szło mi w szkole rewelacyjnie, mimo że prawie wcale się nie przykładałam. Moim wychowawcą był człowiek z problemem alkoholowym, co teraz, jako matkę mnie przeraża, ale wtedy było nie lada zaletą, gdyż nie tylko robiliśmy co chcieliśmy, ale też usprawiedliwialiśmy sobie sami liczne nieobecności na lekcjach. Te nieobecności, czyli WAGARY, to był cudowny czas.

Co robiło się na takich wagarach? Chodziło się “po sklepach”, w zimie szło się na górki, w ciepłe dni nad rzeczkę gdzie paliliśmy ognisko i papierosy, leżeliśmy na trawie i marnowaliśmy czas.

Moje ulubione wagary były natomiast zaszyciem się w lokalnym Empiku, który był połączony z biblioteką, czytelnią gazet i barem. Siadywałam tam sobie raniutko, zamawiałam pączka i herbatę, wypożyczałam National Geografic, Burdę i inne kolorowe magazyny ze świata i czas dla mnie nie istniał. Czas spędzony w tej baro-czytelni był luksusem. Normalnie takie kolorowe gazety nie były dostępne nigdzie poza biblioteką i prywatnym przemytem. W końcu moja wesoła młodość przypadła na okres nieco szary i mało „światowy” w historii naszego kraju. Jednego dnia spotkałam na tych wagarach sławną wtedy osobę - pana Zbigniewa Wodeckiego, który był wtedy w naszym regionie na występach i wpadł do baru na kawę. Ot tak. Najgorsze że nie za bardzo mogłam się tym pochwalić rodzinie bo jak bym wytłumaczyła co robiłam rano w Empiku... :-)

Fajne to były czasy, kiedy nie było elektronicznego dziennika i komórek. Rodzice nie mieli szans nas upilnować. Ale też byliśmy tak fantastycznie niewinnie wyluzowani….

Dzisiaj o każdym kichnięciu moich dzieci na lekcjach wiem natychmiast. Widzę na bieżąco czy są na lekcjach czy ich nie ma. O wagarach nie ma mowy.

Jako matka doceniam to bardzo, ale wiem, że jakiś element zabawy dostępnej tylko gdy się jest młodym, moim dzieciom umyka… I to się już „ne vrati”….

Avatar użytkownika Justyna Rojek
  • Zarejestrowany: 23.05.2013, 09:52
  • Posty: 62
12
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 18:12 | ID: 1156563

Z okresu sprzed 20 mam bardzo wiele wspomnień -jedno są miłe , inne mniej. Do dziś pamiętam jak w wieku 17 lat wykryto u mnie guza i cały świat wywrócił mi się go góry nogami. Jednocześnie przekonałam się jak wielu serdecznych ludzi mnie otacza. Koleżanki codziennie przychodziły do szpitala, same kserowały mi materiały bym nie miałam zaległości, nawet wszyscy koledzy przyszli do mnie w dniu kobiet. Mimo tego,że bałam się o wynik badania wiedziałam ,że musze być silna dla tych ludzi,którzy są dla mnie cudowni i wszystko to robią beziteresownie. To dzięki nim jak również życzliwym nauczycielom nadrobiłam 2 miesiące zaległości i zdałam do następnej klasy. Do dziś jestem im wszystkim wdzięczna.

Avatar użytkownika Justyna Rojek
  • Zarejestrowany: 23.05.2013, 09:52
  • Posty: 62
13
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 18:16 | ID: 1156568

W tamtym okresie poznałam również swego pierwszego chłopaka.Jego miłość była zaborcza tak jakby chciał mnie ochronić przed całym światem. Niestety ten rodzaj miłości - zamknięcie w złotej klatce nie była dla mnie. Jestem i zawsze byłam osobą niezależną, mającą swoje zdanie. Choć dziś patrze na ten związek z innej perspektywy . jestem mu wdzięczna za miłość, którą mnie obdarzył. W tamtym okresie była mi potrzebna. Poza tym do dziś mam kontakt z jego mamą i wiem,że ciężko przeżył nasze rozstanie ale dzięki niemu wiedział czego może oczekiwać od miłości i jak ona ma wyglądać.

Avatar użytkownika Justyna Rojek
  • Zarejestrowany: 23.05.2013, 09:52
  • Posty: 62
14
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 18:18 | ID: 1156571

Poza tym tamten okres to czas szalonych 18 . Do dziś pamiętam tamte imprezy i dawkę wolności jaką po raz pierwszy większość z nas otrzymała. Ja na szczęście miałam dość tolernacyjnych rodziców i to mój tato zawoził i odbierął nas z tych imprez. Do dziś się śmieje z niektórych naszych wyczynów ale nigdy nas nie oceniał ani nie krytykował. A imprezy były wspaniałe ,z  mnóstwem pomysłów i inspiracji bo i ludzie ,którzy na nich byli byli wyjątkowi.

Avatar użytkownika Scarlett
ScarlettPoziom:
  • Zarejestrowany: 01.09.2013, 18:09
  • Posty: 204
15
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 19:36 | ID: 1156600

Jak tak myślę o tamtym czasie to przypomniała mi się moja 18stka. Krzysiek,mój chlopak zaproponował,żebyśmy zorganizowali imprezę na budowie u jego rodziców. Bez wahania się zgodziłam. Miało być ognisko, rodzice nakupili kiełbasy, chleba. Tymczasem od rana lało;/ Pamiętam jak razem z siostrą jechałyśmy na miejsce,żeby wcześniej wszystko przygotować, a nad nami szalała burza;/ Buty przemoczone, goście ledwo dojechali. Z ogniska oczywiście nici. 

W dodatku mama była po operacji i niewiele mogła mi pomóc. Zostałam bez tortu i w ostatniej chwili kupowałam mrożony, który okazał się ohydny. W środku imprezy straciłam poczucie czasu i zaszylam się z chłopakiem w innym pomieszczeniu. Nie miałam zamiaru zostawić gości, ale nawet się nie zorientowałam,że minęło 2 godziny. Później masa pretensji, ogrom sprzątania. Pamiętam,że byłam wściekła,że ipreza tak się nie udała. Tymbardziej,że chodziłam na wiele osiemnastek i wszystkie były fajnie zorganizowane. 


Dziś wspominam to ze śmiechem, ale wtedy za bardzo mi nie bylo do śmiechu.

Avatar użytkownika Ararun
ArarunPoziom:
  • Zarejestrowany: 23.02.2012, 20:14
  • Posty: 10
16
  • Zgłoś naruszenie zasad
23 października 2014, 22:18 | ID: 1156632

Wiele mam tych szalonych wspomnień z czasów młodości (lata 90). Moja pierwsza samodzielna podróż autostopem, w wieku 16 lat była zainspirowana wyłącznie literaturą młodzieżową, bo nikt ze znajomych nigdy nie spędzał wakacji w ten sposób. Jechałam na wakacje do rodziny; z Katowic do Olsztyna pociągiem, a później do Giżycka miałam dojechć autokarem. Zamiast tego o godzinie szóstej rano na wylotówce z Olsztyna złapałam ciężarówkę. Jechało się świetnie, później przesiadłam się do przedstawiciela handlowego w jakiejś osobówce. I ten sam przedstawiciel handlowy zatrzymał się mi ROK później, by podwieźć mnie i mojego chłopaka. Ja i kierowca zorientowałam się, że się znamy, po jakiś piętnastu minutach rozmowy - ale to było zaskoczenie, tymbardziej, że kierowca stwierdził, że bardzo rzadko zabiera autostopowiczów!

Gdy już byłam wytrawną autotopowiczką, to nawet w swoim mieście, w czasie roku szkolnego łapałam okazję, by np. nie spóźnić się do szkoły. Raz na praktyki nie chciałam się spóźnić i zdesperowana stojąc na przystanku wyciągałam rękę by zatrzymać cokolwiek, bo wszystkie autobusy nawaliły. Padał deszcz, była paskudna mgła i za bardzo nie widziałam co jedzie. Ucieszyłam się ogromnie gdy zatrzymała się jakaś osobówka i podbiegłam do szyby by zapytać czy zgadzają nam się kierunki. Samochód był dość specyficzny, ale w tym zimnie i mgle nie zwróciłam na to uwagi. Na moje pytanie czy mogą mnie zabrać do..., panowie z auta odpowiedzieli, że owszem, ale mają tylko miejsce leżące. I ryknęli śmiechem. Okazało się, że zatrzymałam pusty karawan, i nieźli kawalarze mi się trafili... nieskorzystałam :)

W czasie kolejnych wakacji już postanowiłam nie jeździć sama autostopem i zebrałam grupę znajomych (wysyłając telegramy do tych mieszkających dalej, bo nie zawsze dawało się dodzwonić). Mieliśmy namioty, śpiwory i karimaty, nasze plecaki były kosmicznie ciężkie. Nasza 8 osobowa grupa jeździła dwójkami, by nie straszyć kierowców. Umawialiśmy się za np. 100 km, na rynku, lub dworcu w jakimś mieście i tam szukaliśmy dzikiego miejsca na nocleg, by rozbić namioty. Nie mieliśmy telefonów komórkowych, internetu, a mimo to zawsze się spotykaliśmy. Niekiedy jadąc jakimś samochodem mijaliśmy się ze znajomymi, i kierowca trąbił na nich, lub zabierał jak miał jeszcze miejsce. Było to naprawdę świetne.

Nocowaliśmy w przeróżnych miejscach, pomijając klasyczne polanki w lasach, czy łąki nocowałam w bunkrze, w wieży obserwacyjnej z której myśliwi polują, na plaży, w pustej przyczepie ciężarówki (za zgodą kierowcy), w rozwalającej się pustej stodole. Oj, wiele razy się z koleżankami bałam, a na drugi dzień okazywało się, że było wygodnie i bez problemów.

Będąc na studiach pojechałam z moim chłopakiem autostopem za granicę. Pojechaliśmy tylko we dwójkę, bo nikt nie chciał się dołączyć. Gdy dotarliśmy do Paryża i chcieliśmy razem wejść na wieżę Eiffla okazało się, że nie możemy, bo mamy w plecaku butlę z gazem turystyczną, a nie ma tam czegoś takiego jak przechowalnia bagażu. Gdy taka sama sytuacja powtórzyła się przy wejściu do Luwru popłakałam się ze smutku. Gdy odchodziliśmy od kasy, zauważyła to jakaś francuzka i zapytała czemu płaczę i czemu nie weszliśmy. Wytłumaczyliśmy jej na migi, i trochę po angielsku, dlaczego- a ona zadeklarowała, że w takim razie popilnuje nam rzeczy! Przeszliśmy do miejsca z ławkami, ona usiadła i powiedziała, że mamy godzinę. Bez wahania zostawiliśmy obcej osobie, plecaki z całym naszym dobytkiem, wzięliśmy tylko pieniądze i dokumetny i pobiegliśmy zwiedzać Luwr w godzinę - jakkolwiek to nierealnie brzmi. Zobaczyliśmy wybitne dzieła i po godzinie wróciliśmy, dziękując jej ogromnie. 

Takich przygód miałam naprawdę wiele, ale nie będę już was zmuszać do czytania tego. W każdym razie to były super wyprawy! Do tej pory utrzymuję kotnakt ze znajomymi z którymi wtedy jeździłam, mimo, że mieszkamy daleko od siebie. A jak się spotykamy to obowiązkowo wspomniamy tamte chwile.

 

 

Avatar użytkownika Ararun
ArarunPoziom:
  • Zarejestrowany: 23.02.2012, 20:14
  • Posty: 10
17
  • Zgłoś naruszenie zasad
24 października 2014, 07:51 | ID: 1156658

Pod koniec wakacji zadzwonił do mnie telefon (stacjonarny oczywiście). Kolega z mojej klasy, ze szkoły średniej pytał mnie czy może mnie odwiedzić ze swoim kumplem. Powidziałam, że jak kolega ma długie włosy to jasne zapraszam {#lang_emotions_wink}. No i przyjechali, okazało się, że kolega ma długie włosy, jest z jakiejś wiochy oddalonej o ponad 100 km i że przyjechał właśnie załatwiać formalności na studia. Pogadliśmy, było miło i na tym się skończyło.

Rozmawialiśmy potem może jeszcze kilka razy przez telefon.

Pół roku później byłam wolnotariuszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pomagałam przy organizacji koncertów w Spodku, miałam oczywiście akredytację i byłam taką "przynieś, podaj, pozamiataj" - nic nadzwyczajnego. W pewnym momencie trafiłam w środek dyskusji Liroja i grupy osób z którymi przyjechał - z organizatorem koncertów. Liroj się wściekał, że on potrzebuje dla swojej dziewczyny (albo żony już niepamiętam) akredytacji a nie wejściówki na koncert, bo chce żeby ona miała dostęp do zaplecza koncertu a nie siedziała pod sceną. Organizator stwierdził, że z wydrukiem akredytaji jest kłopot, ale pod wpływem nacisku obiecał, że coś zorganizuje. Wtedy Liroj oddał MI bilet na koncert, który nie był mu już potrzebny.Nie wiem jakim cudem, po prostu byłam pod ręką. Ja schowałam bilet do kieszeni i prawie o nim zapomniałam.

Tuż przed rozpoczęciem koncertu, dostałam zlecenie wyjścia przed Spodek i załatwienia czegoś. Idąc, spotkałam kolegę z długimi włosami - już studenta. Był z jakimś chłopakiem mi nieznanym, ale to nie ma znaczenia. Porozmawialiśmy przez chwilę i gdy już pożegnaliśmy się i odeszliśmy od siebie ze 100 metrów przypomniało mi się o bilecie w kieszeni. Zawołałam go i dałam mu ten bilet.

Jak się później okazało, mój student mając już jeden bilet, dokupił drugi dla kolegi i weszli na koncert. Szukał mnie tak długo aż mnie znalazł i... już nie wypuścił. Porzucił kolegę, a mi nie pozwolił wrócić na zaplecze i cały koncert bawiliśmy się wspólnie. Zawaliłam obowiązki, ale zyskałam faceta {#blush}. A teraz od 15 lat to jest mój mąż i tatuś naszej trójki dzieci.

Tak to kolega z klasy, przyprowadził mi męża do domu, a Liroj połączył nas w parę.

Poznałam też kulisy pierwszych odwiedzin u mnie. Okazało się, że mój kolega z klasy pokazał zdjęcie klasowe na którym widniało tylko 4 chłopaków i reszta same dziewczyny i powiedział, by sobie wybrał jaką laskę chce poznać. Mój przyszyły najpierw pokazał na moją koleżankę, ale dowiedział się, że do niej nie warto jechać, bo jest sztywniarą. Dopiero wtedy wybór padł na mnie. Dalszy ciąg już znacie... Podobno zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia, stąd te próby podtrzymania kontaktu telefonicznego później...

Avatar użytkownika mamadwojga
mamadwojgaPoziom:
  • Zarejestrowany: 03.05.2010, 06:33
  • Posty: 147
18
  • Zgłoś naruszenie zasad
24 października 2014, 13:46 | ID: 1156794

Szaleństwa młodości to też odkrywanie swojego stylu, w modzie i fryzurze. Kiedy chodziłam do liceum sklepy świeciły pustkami i nie było łatwo o modne ubrania. Pamiętam, że wtedy same szyłyśmy z koleżankami ubrania. Wychodziło nam to lepiej lub gorzej, maszynę miała jedna i szyłyśmy u niej wspólnie spędzając czas. Materiały były z „odzysku” ze starych ubrań, lub czasami udawało się coś upolować w sklepie. Wykroje na szarym papierze, prosto z niemieckiej „Burdy”, tak zużytej, że się rozpadały kartki.

A fryzury? Ja miałam bardzo długie, gęste i … mocno przetłuszczające się włosy. Szampon “Familijny” tataro-chmielowy zamiast łagodzić objawy przetłuszczania powodował tylko łupież… Nie było nic innego do pielęgnacji. Chyba że w Pewexie. Tam, za żywe dolary raz kupiłam szampon i odżywkę ELSEVE, którą oszczędzałam potem żeby starczyła na miesiące….

Żeby sobie poradzić z przetłuszczaniem, w przypływie szalonych decyzji młodości poszłam sobie zrobić trwałą na długie włosy. Wzięłam ze sobą gazetę na wzór. Na zdjęciu w gazecie modelka miała cudne sprężyny, gęste i błyszczące. Co miałam ja po zrobieniu trwałej? Ohydne SIANO. Porozdwajane końcówki, łupież i włosy, które można było tylko związać w kucyk. I czy mnie to czegoś nauczyło? Wtedy oczywiście nie. Zamordowałam swoje włosy totalnie nakładając na nie dodatkowo farbę do włosów RUBIN kupioną na bazarze od żon rosyjskich żołnierzy stacjonujących w pobliskich koszarach. Farba RUBIN nałożona na trwałą spowodowała, że włosy wychodziły mi garściami. Ale i tak uważałam, że są śliczne J. Ot młodość.

Avatar użytkownika Scarlett
ScarlettPoziom:
  • Zarejestrowany: 01.09.2013, 18:09
  • Posty: 204
19
  • Zgłoś naruszenie zasad
24 października 2014, 20:29 | ID: 1156856
mamadwojga (2014-10-24 15:46:50)

 

Żeby sobie poradzić z przetłuszczaniem, w przypływie szalonych decyzji młodości poszłam sobie zrobić trwałą na długie włosy. Wzięłam ze sobą gazetę na wzór. Na zdjęciu w gazecie modelka miała cudne sprężyny, gęste i błyszczące. Co miałam ja po zrobieniu trwałej? Ohydne SIANO. Porozdwajane końcówki, łupież i włosy, które można było tylko związać w kucyk. I czy mnie to czegoś nauczyło? Wtedy oczywiście nie. Zamordowałam swoje włosy totalnie nakładając na nie dodatkowo farbę do włosów RUBIN kupioną na bazarze od żon rosyjskich żołnierzy stacjonujących w pobliskich koszarach. Farba RUBIN nałożona na trwałą spowodowała, że włosy wychodziły mi garściami. Ale i tak uważałam, że są śliczne J. Ot młodość.

A'propo takich eksperymentów to przypomniało mi się jak będąc takim podlotkiem zrobiłam sobie makijaż. Kiedy wrócił do domu mój tata przestraszyłam się, że na mnie nakrzyczy i chciałam szybko to zmyć nie wychodząc z pokoju. Niewiele myśląc złapałam zmywacz do paznokci mojej siostry. Ale to piekło! Dobrze,że wzięłam na wcik tylko troszkę, bo inaczej nie wiem jak to by się skończyło.


Innym razem idąc do kościoła z koleżanką też zrobiłam sobie makijaż. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale wymalowałam sobie policzki różowym cieniem do powiek, nałożyłam też trochę pod oczy. Koleżanka kiedy mnie zobaczyla powiedziała,że wyglądam strasznie, a ja byłam święcie przekonana,że mam makijaż ekstra. Ciekawe co sobie myśleli ludzie na mój widok.


Z kościołem jest też taka historia, że będąc w gimnazjum na zabój zakochałam się w jednym chlopaku. Co niedzielę przychodził do kościoła i stał w tym samym miejscu. A ja oczywiście dziwnym przypadkiem co niedzielę obok niego:D Pamiętam jak się stroiłam, jakie fryzury sobie robiłam,ile perfum na siebie wylewałam. Stawałam koło niego i całą mszę czekałam na znak pokoju:D Ależ mi się chce śmiać jak to sobie przypomnę. Później dowiedzialam się, gdzie mieszka i ciągle chodziłam tam na spacer, mając nadzieję,że przypadkowo go spotkam. Po kilku miesiącach się odkochałam. Wspominam to ze śmiechem, ale aż się boję myśleć, co on sobie biedny myślał o mnie, jak się pewnie w duchu ze mnie śmiał. 



Avatar użytkownika aagnieszkaa1
aagnieszkaa1Poziom:
  • Zarejestrowany: 29.07.2013, 10:13
  • Posty: 204
20
  • Zgłoś naruszenie zasad
24 października 2014, 22:24 | ID: 1156883

A ja pamiętam jak występowałam w szkolnej "Mini Liście Przebojów" razem z koleżanką. Śpiewałyśmy przebój "Zuzia, lalka nieduża". Miałyśmy ogromne kucyki, namalowane piegi, spódniczki i fartuszki w których były kartonowe słoneczka. I oczywiście wygrałyśmy! To były czasy :)