Tyś mą kulą - puchatą kulą u nogi!Kategorie: Feminizm Liczba wpisów: 3, liczba wizyt: 14438 |
Nadesłane przez: o.i.a 02-02-2014 20:39
Wylądowaliśmy w domu w trójkę w ten deszczowy, jesienny wieczór - obrażona kula, obrażony narzeczony i ja, próbująca łapać za końce rozlatujące się nasze sielskie życie.
Mężczyzna, esteta i racjonalista z natury szybko dostrzegł, że odwinięta z koca kocia kula nie jest tak umaszczona, jak to opisała moja rozbuchana wyobraźnia. Ba, ona w ogóle nie przypomina kota z opowieści! Kula, jak to kula toczyła się po nowym otoczeniu zupełnie irracjonalnym ruchem.
Rzecz jasna, z niewyjaśnionych dla nas powodów nie chciała na nasze prośby, groźby i zachęty skorzystać z kuwety, która to została wyposażona w najdroższy żwir na rynku, lawendowy, piękny, fioletowy i… kłujący jak się okazało. Na nic zdały się me zdolności aktorskie, ukazujące jak należy wejść do kuwety, na nic były też instruktarzowe ruchy grzebiąco-zakopujące narzeczonego.
Kula turlała się coraz pewniej i szybciej po mieszkaniu, omijając swą toaletę.
Deszcz zacinał coraz mocniej, noc dobiegała końca, a sytuacja – bez zmian. My przy kuwecie na czworaka, a Mija z dala od nas, wygodnie mościła sobie gniazdka – a to na pustym łóżku, a to na klawiaturze, złośliwie nie spoglądając nawet w naszą stronę.
Gdy związek nasz wisiał już na włosku i narzeczony przestał udawać kota, ja również obrałam pionową postawę i zrezygnowana ruszyłam do łóżka, by po minucie usłyszeć chrobotanie
w kuwecie. Tak, tak – kula odczekała swoje i gdy toaleta była zwolniona postanowiła bez wzruszenia, naturalnie z niej skorzystać.
1:0 dla kuli.