chwila kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą
- Zarejestrowany: 19.12.2013, 16:12
- Posty: 4400
Nie ma nic piękniejszego niż macierzyństwo, prawda? Sama wiadomość o tym, że za dziewięć miesięcy będziecie mamą i tatą to niezapomniane przeżycie. Przyszłych rodziców przepełnia szczęście, a na ich policzkach z pewnością pojawiły się łzy radości. Ciąża to prawdopodobnie jedyny moment w życiu kobiety, kiedy duży brzuszek naprawdę cieszy! To bardzo szczególny czas w życiu każdej z pań. Który z momentów z tych dziewięciu miesięcy utkwił Wam najbardziej w pamięci? Co sprawiło, że poczułyście się wyjątkowo? Pamiętacie swoją reakcję na wiadomość o ciąży?
Pierwsze badanie USG, bicie serduszka malucha, czy zakupy ubranek w sklepie dziecięcym? Kiedy uwierzyłyście i poczułyście, że to już? Kiedy poczułyście się mamą? Przypomnimy sobie reakcje na wiadomość o ciąży i pierwsze odczucia. Jak zareagowałyście i przyjęłyście taką wiadomość. Czy długo na nią czekałyście, czy informacja o dziecku pojawiła się niespodziewanie?
Zapraszamy do konkursu!
Do 28 października na tym konkursowym forum opiszcie
chwila kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą
Najciekawsze wypowiedzi zostaną nagrodzone! Mamy dla Was 3 specjalne zestawy dla maluszków ufundowane przez MamiTati!
Laureat otrzyma:
- 5 elementową wyprawkę w pudełku prezentowym
- welurowy pajacyk
- becik z kokardą
- body bawełniane rozpinane
- album (w zależności od płci będzie dla chłopca lub dziewczynki)
- gryzak-grzechotka
- Zarejestrowany: 31.05.2011, 12:28
- Posty: 38
Pewnego razu żyła sobie rodzinka mama i tata. Lecz do szczęścia brakowało im dziecka, dzieka które scali rodzinę i dzięki któremu rodzice poczują się w pełni szczęśliwi. Mama po roku starania sie o upragnione dziecko, zaszła w ciążę, zrobiła test ciążowy kupiony w aptece, lecz nie mogła w to uwierzyć i pobiegła jeszcze do laboratorium zrobić test na beta HCG, który wyszedł pozytywnie :) Radość była przeogromna, mama zapisała się do lekarza... Lecz pewnego razu stało się coś okropnego... Rano po przebudzeniu mama zobaczyła ślady krwi, pobiegła do lekarza, ale nasza służba zdrowia tak działa, że lekarz jej nie przyjął :( Wróciła do domu i nastepnego dnia, gdy plamienie nie ustepowało mąż zawiózł ją do szpitala. Tam zrobili usg i okazało się że to 5 tydzień. Od razu tabletki9 na podtrzymanie i pobyt w szpitalu dni cztery. Piątego dnia mama zaczęła juz tak krwawić, że głaskała się tylko po brzuszku i prosiła Boga by nie zabierał jej dzieciątka. Pielęgniarka podała jakąś kloplówke, po której było już po wszystkim... Następnego dnia usg nie wykazało dzieciątka, po prostu musiało samo gdzieś wypłynąć ( w toalecie, pod prysznicem), ciężko stwierdzić... Zabieg łyżeczkowania był najgorszym przeżyciem jakie mama doświadczyła i po któirym nie mogła się długo pozbierać. Mąż był u niej codziennie, całował i mówił, że będzie nastepne, żeby sie nie martwiła. Ale kto wie, co przeżywa mama w takiej sytuacji? Tylko druga mama, która straciła maleństwo tak samo. I ta chwila kiedy kobieta dowiaduje się, że zostanie mamą przemija z chwilą straty dziecka. Mama czuła ogromny ból i smutek, ucisk w gardle i ledwo przełykała ślinę przez łzy...
Trzy lata później stał sie kolejny mały cud. Mama znowu zaszła w ciążę, doskonale to pamięta, bo było to 3 grudnia 2013 roku. Gdy poszła do lekarza w 4 tygodniu ciąży, modliła się, żeby było wszystko dobrze, żeby ciąża rozwijała się prawidłowo i w tym przypadku tak było :) Pierwsze spojrzenie na usg, pierwsze bicie serduszka, pierwsze łzy szczęścia. Do mamy to jeszcze nie docierało. Ale kilka tygodni później gdy brzuszek urósł, gdy poczuła pierwsze ruchy dziecka były bezcenne i wtedy zdała sobie sprawę, że zostanie mamą. I ta chwila gdy się o tym dowiedziała i gdy to poczuła, była najwspanialsza, najlepsza, najcenniejsza, że wszystkich chwil w całym jej życiu.
W tej chwili nie jestem w ciąży, ale moja córeczka urodziła się 10 dni przed planowanym terminem (a dokładniej 17 sierpnia 2014 r.) i ma dwa miesiące. Urodziła się z wagą 3500 g i wzrostem 54 cm. Rodziłam ją naturalnie i gdy tylko ja zobaczyłam pociekły mi łzy szczęścia, że sie udało, że jesteśmy razem, że już na zawsze razem będziemy.
I ta chwila kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą jest dla mnie bezcenna, nie moge tego nawet opisać, bo piszę do państwa przez łzy.
Za około 5 lat planuję drugie dziecko i mam nadzieje, że będzie tak piekne jak nasza Lenka, a ja znów poczuję te motylki w brzuchu i wielką radość :)
- Zarejestrowany: 12.09.2014, 08:58
- Posty: 46
Moja historia będzie krótka :) Pewnego dnia, z wówczas jeszcze moim narzeczonym umówiliśmy się po pracy na obiad w mieście. Podczas obiadu mój jeszcze wtedy narzeczony stwierdził, że żyjemy już trochę na kocią łapę i że wypadałoby coś z tym zrobić. Dla żartu odpowiedziałam mu, że tu zaraz za rogiem jest Urząd Stanu Cywilnego i że nic nie stoi na przeszkodzie ażeby ten ślub wziąć :) to co ja potrktowałam jako żart mój mężczyzna wziął na serio i nawet nie wiem kiedy, a już siedziałam w urzędzie wyierając termin ślubu. Gdy lekko zszokowana wyszłam z urzędu powiedziałam Grzesiowi znowu żartem, że jak ślub to może i by się dziecko jakieś przydało. Na co mój narzeczony żekł, że właśnie miał mi zaproponować abyśmy weszli do apteki po test ciążowy, bo jakaś marudna ostatnio jestem. Tak też zrobiliśmy. Po powrocie do domu okazało się, że faktycznie w ciąży jestem. Aktualnie jestem przeszczęśliwą żoną i oczekuję dzidziusia, a wszystko dlatego, że zachciało mi się jeść obiad " na mieście" :)
20 czerwca 2009r. powiedzieliśmy sobie z Małżonkiem sakramentalne "TAK". Jako młode małżeństwo, bardzo szybko zaczęliśmy być zasypywani zewsząd pytaniami o potomstwo. A kiedy planujemy, czy w ogóle planujemy, bo tu nie ma na co czekać (ja miałam 28 lat, Mąż 30) itp. A my chcieliśmy poczekać. Pragnęliśmy nacieszyć się sobą troszkę, jako małżeństwem. Postanowiliśmy sobie, że zaczniemy starania o potomstwo rok po ślubie... I dokładnie w pierwszą rocznicę ślubu "wyprzytulaliśmy" naszego pierwszego synka - Szymusia Powiem szczerze, że od początku czułam, że jestem w ciąży. Chociaż koleżanka śmiała się ze mnie, że to niemożliwe. Że przecież o dziecko trzeba się starać miesiącami a czasami nawet latami, że nie ma tak łatwo. A ja i tak wiedziałam swoje. Mimo iż (wstyd przyznać) nawet nie wiedziałam jak się oblicza dni płodne - taka zacofana byłam ;) Test zrobiłam dwa dni przed spodziewanym terminem miesiączki. I pamiętam jak dziś, ten lipcowy poranek... 7 rano a ja z testem w ręce, pokazującym bladziuchną drugą kreską, ze łzami w oczach, budzę Męża. Byłam cała roztrzęsiona, miałąm mętlik w głowie - z jednej strony pragnęłam przecież dziecka jak niczego innego w życiu a z drugiej poczułam cholerny strach i mnóstwo obaw. Pamiętam przerażenie w oczach Męża, gdy go obudziłam. Pomyślał, że coś złego się stało, gdy zobaczył mnie w takim stanie. Przytulił mnie i już później była tylko radość... O strachu bardzo szybko zapomniałam... Szymuś przyszedł na świat 8 marca 2011 r. (5 dni przed terminem) - siłami natury, 3400 g :)
Obydwoje z Mężem byliśmy zdania, że jedno dziecko to zdecydowanie za mało. Marzyło nam się drugie dziecko ale nie od razu. Uznaliśmy, że idealna różnica wieku, to byłoby trzy lata. Starania trochę odwlekliśmy w czasie, ze wzgledu na fakt, iż budowaliśmy dom i rysowała sie wizja rychłej przeprowadzki. Tabletki antykoncepcyjne odstawiłam w grudniu 2013 r. i wtedy rozpoczęliśmy nieoficjalne starania... Nieoficjalne dlatego, gdyż oficjalnie mieliśmy się zacząć starać dopiero na wiosnę 2014, kiedy to już pewne będzie, że będziemy mieszkać w nowym domku... Z każdym kolejnym cyklem, coraz bardziej pragnęłam widoku dwóch kresek na teście... Praca Męża niezbyt sprzyjała naszym staraniom. Dwa tygodnie w domu - dwa tygodnie poza granicami kraju... Chociaż i tak w większości przypadków zazwyczaj był we właściwym miejscu o właściwej porze Ileż ja pieniędzy na testy wydałam. A tu ciągle nic...
19 maja 2014r. zmarła moja Babcia, co mnie totalnie załamało. To był ciężki okres dla mnie :( Bardzo to przeżyłam. Przestało mi zależeć na staraniach o dzidzię, wszystko stało się obojętne i bez sensu... Strasznie schudłam, wyglądałam koszmarnie... Czułam się jeszcze gorzej.
20 czerwca obchodziliśmy z Mężem kolejną, 5 rocznicę ślubu... I chociaż nie piję alkoholu, dałam się namówić nawet na dwie lampki rumuńskiego wina, które Mąż przywiózł z pracy specjalnie na tę okazję (a wrócił z pracy dzień przed naszą rocznicą! - na czas ). To był wyjątkowy wieczór i chociaż na chwilę zapomniałam o Babci, smutku i żalu...
6 lipca miałam dostać okres. To był pierwszy miesiąc od pół roku, gdzie nie zrobiłam ani jednego testu przed spodziewanym terminem miesiączki ani nawet w jego dniu. Po prostu nie wierzyłam, że mogę być w ciąży. Dalej byłam pogrążona w żalu i smutku i przez myśl mi nie przeszło, że mogło się udać. Co prawda okres mi się nigdy nie spóźniał ale ze względu na okoliczności - śmierć Babci głęboko mnie dotknęła... nawet nie myślałam o ciąży. 8 lipca pojechałam do Urzędu Pracy się podpisać... I coś mnie tknęło... Coś było nie tak. Ja - wysportowana z nienaganną kondycją - myślałam, że płuca wypluję jak weszłam na 3 piętro w Urzędzie! Kręciło mi się w głowie i prawie zemdlałam. Pomyślałam o spóźniającym się okresie i w drodze powrotnej kupiłam dwa testy ciążowe...
To niezapomniane uczucie, kiedy zobaczyłam na teście drugą, bardzo wyraźną kreskę... Aż mam ciarki na całym ciele, jak sobie przypomnę. Chwyciłam telefon i zaczęłam stukać smsa do Męża... Był wtedy w pracy, w Austrii... Skasowałam smsa. Pomyślałam, że z taką wieścią, to powinnam zadzwonić i mu powiedzieć osobiście a nie pisać wiadomości. Zaczęłam rozmowę w taki sposób, język mi się plątał, że Mąż aż sobie usiadł, bo pomyślał, że znowu ktoś umarł. A tu wręcz przeciwnie
Ta ciąża przyszła w najmniej spodziewanym momencie ale była dla mnie lekarstwem. Radość była przeogromna i przezwyciężyła żałobny smutek. Obecnie jestem w 20 tygodniu ciąży. Maleństwo ma przyjść na świat 17 marca 2015 r. Czekamy z radością i niecierpliwością na drugiego synka
- Zarejestrowany: 08.10.2012, 05:52
- Posty: 4
Moment, kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą zauważył pierwszy mój mąż :) A zaczęło się od naszej decyzji o rozpoczęciu projektu BAMBINO, czyli działalności związanej z poczęciem dzieciątka (bardzo przyjemnej skąd innąd ;) Ze względu na wiek (oboje jesteśmy delikatnie mówiąc po 30 - stce) nastawialiśmy się raczej na wielomiesięczną działalność, bo przecież to nie tak łatwo zajść w ciążę, kiedy się ją planuje. Minął miesiąc naszego przemiłego projektu i stwierdziłam, że pomaszeruję do lekarza (zamiast testu), żeby może dowiedzieć się czegoś więcej zwłaszcza, że rozkładało mnie przeziębienie. Ale po drodze stanęła mi przychodnia rodzinna i "przemiłe" panie w rejestracji, które stwierdziły, że żeby dostać się do ginekologa za dwa dni to powinnam zapisać się wczoraj przed południem :( Marnie się czułam, nie miałam apetytu, pomijałam tylko miętę, dlatego taki komentarz potraktowałam jak zaczepkę do ulżenia mojemu cierpieniu! Kiedy nie pomogły prośby, zwyczajnie skrzyczałam pielęgniarki!!! Dostało im się za mało przyjazną postawę do pacjenta, brak pomocy w cierpieniu i drwienie z faktu, że mogę być w ciąży. Nic, oczywiście nie wskórałam, ale trzasnęłam drzwiami przychodni i wyszłam... Za mną wybiegł mąż, który był świadkiem całego zajścia i stwierdził: Kochanie, jesteś w ciąży! Hormony Ci grają - nigdy tak się nie zachowywałaś, nie znam Cię takiej! Tego wieczoru kupiliśmy test ciążowy i ....były rzeczywiście na nim dwie cudowne i wyraźne różowe kreseczki :) Okazało się, że nasze poczynania w pierwszym miesiącu projektu BAMBINO były super skuteczne :)
Teraz oczekujemy na naszego syneczka, który dołączy do nas w listopadzie. Ale tego pierwszego momentu nigdy nie zapomnimy :)))
- Zarejestrowany: 22.10.2014, 14:34
- Posty: 1
25kwietnia szlam do polo marketu,coś mnie natknęło aby wejśc do stojącej obok apteki po test ciążowy,spózniał mi się okres i ogólnie troszkę inaczej się czułam.żrobilam zakupy i poszłam do domu,gdzie rozpakowalam się i poszłam do łazienki.Serce wliło mi jak mlotem,szczególnie jak po chwili zobaczyłam dwie kreski,nie byłam na to zupelnie przygotowana,nie mogłam powstrzymać łez.Na szczęście mój partner był na miejscu na ogródku,zawołałam go by przyszedł na chwilkę do domu.Jak mnie tylko zobaczył pierwsze co to spytał się czy coś się stało z jego ojcem?odpowiedziałam że wszystko w porządku,tylko tyle że jestem w CIĄŻY!!!!i zaczęłam jeszcze gorzej płakać i to ze strachu co teraz będzie,od razu setki myśli do głowy przychodziły( a tu nie ma kasy ,mieszkania,itp.).Krzysiu podszedł do mnie,mocno przytulił i powiedział razem sobie poradzimy!!!Troszeczkę się uspokoiłam,a po dwóch godzinach poszłam do pracy na zmianę popoludniową,chociaż krzysiu chcial bym wzięła wolne,ale ja wolalam się czymś zająć....po czterech dniach bylam już pewna,lekarz potwierdzil 8 tydz. ciąży,poleciały mi łezki ale tym razem już ze szczęscia!!!teraz jestem już w 34tyg.ciąży i na 7grudnia 2014,spodziewam się naszej coreczki,czas szybko leci ,już odliczamy dni do tego wydarzenia!!!!!nie możemy się już doczekać,razem możemy wszystko!!!!
- Zarejestrowany: 22.10.2014, 15:17
- Posty: 4
Wszystko odbyło sie w tamtym roku w listopadzie, wówczas chodziłam jeszcze wtedy do szkoły. Zwierzałam się przyjaciółce, że już tydzień spóźnia mi się okres... Byłam taka jakaś zaspana i przybita, nie chciałam mysleć o tym, że mogłabym być w ciąży... Przyjaciółka doradziła mi kupić test ciążowy. Zadzwoniłam wtedy jeszcze do chłopaka(obecnie już męża ! :) ) żeby mi kupił test ciążowy(wiedział o tym, że spóżniała mi się miesiączka). Wróciłam ze szkoły do domu, pamiętam jak dziś to był 19.11.2013r urodziny mojej babci... i mówię mamie, że źle się czuję, jest mi jakoś słabo i w ogóle, oczywiście moja mama jest dla mnie mega bliska i wiedziała co się może święcić... Wieczorem przyjechał do mnie mój obecny mąż i poszłam zrobić test do łazienki. Kiedy już załatwiłam sprawę z testem, wróciłam do swojego pokoju nie patrząc na test, kazałam spojrzeć Jackowi... No i on spojrzał, przełknął ślinę i zapytał ile ma być kresek mimo iż dobrze wiedział o co kaman. Zapytałam "ile", odpowiedział, że dwie i nagle... Mój świat się zawalił, zaczęłam płakać z ropaczy, bólu, żalu, nie mogłam przyjąć do siebie tej wiadomości. Jak to? Ja? Taka młoda? Nie skończyłam nawet szkoły(miałam ostatni rok). Nikt nie umiał mnie uspokoić, płakałam i płakałam. Z racji tego, że był to dzień urodzin mojej babci więc zeszła się rodzinka i wszyscy się dowiedzieli od razu. Moja mama pieknie zareagowała ! Przytuliła mnie bardzo mocno,pocałowała w policzek i powiedziała, że sobie poradzimy. Ale ja nie mogłam się z tym pogodzić? Jak ja sobie poradzę? Nic nie potrafię, nie pracuję, uczę się, nie mamy łóżeczka, niczego - tyiące myśli się plątało w mojej głowie... Płakałam przez 3 kolejne dni non stop, ale kiedy pogodziłam się z myślą, że będę mamą zaczęłam się bardzo cieszyć, że pod serduszkiem noszę już inne serduszko ! :) Na pierwszej wizycie u Pani ginekolog rozpłakałam się ze szczęścia ! Obecnie jestem mamą prawie 3 miesięcznego Oskarka i jestem mega mega mega szczęśliwa i nigdy w życiu nie cofnęłabym czasu ! :)
Mój SKARB <3
Nasze maleństwo to na pewno dar od Boga
choć do spełnienia tego długa była nasza droga.
Z mężem staraliśmy się o potomstwo 7 miesięcy
tak bardzo chcieliśmy już widzieć uśmiech dziecięcy.
Dopiero gdy kupiliśmy nowe mieszkanie,
tam udało nam się spłodzić synka niespodziewanie.
Ale moment gdy dowiedziałam się że jestem w stanie błogosławionym
jest nie do opisania, ten dzień był dniem wyśnionym.
W niedzielę wielkanocną kolejny dzień spóźniała mi się miesiączka,
miałam wtedy przeczucie że to prezent od zajączka.
W lany poniedziałek nie wytrzymałam tej niepewności
i znalazłam aptekę która w święta była w gotowości.
Gdy kupiłam z mężem test jak zawsze wyniku się bałam,
ale z uśmiechem na twarzy na dwie kreski wyczekiwałam.
Ten moment gdy wynik wyszedł poytywny, na zawsze w mej pamięci zostanie,
mąż mocno mnie przytulił i powiedział: Udało się kochanie !!!
Przez pierwsze minuty nie mogłam powstrzymac łez wzruszenia,
ta chwila gdy dowiedziałam się że zostanę mamą jest nie do zapomnienia.
Po tygdodniu lekarz potwierdził marzeń mych spełnienie
a termin wyznaczył na Boże Narodzenie.
Teraz z mężem czekamy na nasze maleństwo z niecierpliwością
i już niedługo obdarzymy je wielką miłością
- Zarejestrowany: 20.07.2014, 06:51
- Posty: 73
Zrobiłam test po pracy wieczorem - wow 2 kreski, dotknęłam mój brzuszek i pomyślałam - jest tam mój maluszek.
Do męża nie dzwoniłam od razu bo był w pracy - pracuje jako ratownik medyczny, więc taka wiadomość mogłaby zrobić nieumyślnie więcej niedobrego niż moje szczere intencje
Przyszedł do domu a ja nie bardzo wiedziałam jak mam zacząć rozmowę. Układałam sobie w głowie co i jak powiedzieć żeby było uroczyście, ale nagle mój mąż powiedział z dużym rozbawieniem, żebym może zrobiła sobie test bo ostatnio ... za dużo jem.
"Hmm, zepsułeś mi niespodziankę" - powiedziałam. Mąż spalił sznycle z wrażenia.
Na drugi dzień brał udział w konkursie radiowym i wygrał nagrodę pieniężną na piękną wyprawkę.
- Zarejestrowany: 23.05.2013, 09:52
- Posty: 62
Opiszę tutaj moment kiedy dowiedziałam się,że jestem w drugiej ciąży. Od ponadt roku staraliśmy się z mężem o rodzeństwo dla córki. Seks stracił już smak a stał się wręcz męchaniczny , na szczęście jednak się udało. 1.08 zobaczyłam na teście wymarzone dwie kreseczki a 10.08 po raz pierwszy wylądowałam w szpitalu. Moje pobyty w szpitalu zaczęły się wydłużać bowiem podczas pierwszego miesiąca średnio choć raz lądowałam w szpitalu. Radość z dziecka zaczął zastępować strach. W piątym miesiącu rozpoczęła się u mnie akcja porodowa, lekarze bezradnie rozkładali ręce. W końcu podjeli dezyję o przewiezieniu mnie do kliniki. Tam łatwo nie było ale chociaż dziewczyny były w mojej sytuacji bowiem w poprzednim szpitalu położono mnie z kobietami, które już rodziły lub lada dzień miały zacząć. To było straszne. W nowym miejscu lepiej nie było, praktycznie co noc odwożono jakąś a nam przynoszono smutne wiadomości. Strach zaczął mi towarzyszyć na każdym kroku. Strach i tęsknota za starszą córką. Lekarze nie dawali nam szans, ciągle powtarzali ,że jeśli donoszę do 36 tyg to będzie to cud. Zabronili mi mówić do brzucha, dotykać go, nazywać. Jednym zdaniem najlepiej by było bym wyłączyła uczucia. Na początku stycznia zaszyto mnie i kazano bezwględnie leżeć. Do tego podano sterydy w po raz drugi ponieważ w poprzednim szpitalu nie zaznaczono tego w karcie. Tak jak się bałam w tamtych miesiącach nie bałam się jeszcze nigdy w życiu. Ręce miałam całe pokłute, wszystko mnie bolało a łzy płynęły mimowolnie. 8 marca zdjęto mi szewek a tydzień później podjęto decyzje o wywołaniu porodu. Miałam bowiem 8 cm rozwarcie i za duże było ryzko infekcji,która mogłaby okazać się śmiertelna dla nas obojga. I tak 15 marca na miesiąc przed terminem moja córka przyszła na świat. Urodziłam naturalnie na dwóch skurczach najpiękniejszą istotkę na świecie. W przeciwieństwie do pierwszego porodu podczas którego dostałam krwotoku tu wszystko poszło gładko. Położna położyła mi małą na piersi i pozwoliła przytulić i choć po chwili zabrała ją bo mała nie trzymała temperatury ta chwila wystarczyła bym odetchnęła z ulgą. Malutka jak na wcześniaka była w niezłej kondycji - w końcu wolę życia miała od początku. Do dziś pamiętam jaka była mała i drobna, jak mogliśmy ją owniąć najmniejszym pampersem. Lekarze co nóż przychodzili ją oglądać i nie mogli się nadziwić jak dałyśmy radę. Powiedzieli że takich przypadków jak my jest tak malutko ,że można je na ręce policzyć. Na szczęście dałyśmy radę ja i mój cud. Obie jesteśmy twarde i wytrzymałe. Ponadto obie moje córeczki to moje oczka w głowie o które warto było walczyć:)
- Zarejestrowany: 16.09.2013, 10:31
- Posty: 32
Starania, starania i jeszcze raz starania! O mojego synka staraliśmy się kilka miesięcy...Tak, wiem, kilka miesięcy w perspektywie par starających się latami to małe "nic", jednak dla mnie to była wieczność. Po prostu pewnego dnia odpuściłam i powiedziałam do męża, ze co ma być, to będzie. Postanowiliśmy żyć normalnie i tym sposobem dotrwałam do 7 kwietnia 2013r. Była to niedziela. Leżałam sobie przed telewizorem i na jednym z kanałów oglądałam program o parach, które starały się latami o potomstwo i przy pomocy lekarzy i innowacyjnych metod leczenia spełniały swoje marzenia. Pokazali również film, jak maluszek rozwija się w łonie mamy. I wtedy, właśnie wtedy pomyślałam..."Kurcze, przecież już dawno powinnam dostać okres!" Do tego od kilku dni czułam wielkie zmęczenie i lekkie mdłości, ale pomyślałam też, że to pewnie moja fanaberia po obejrzeniu tego programu, a w rzeczywistości to tylko przesilenie wiosenne. Na wszelki wypadek postanowiłam jednak następnego dnia zrobić test ciążowy. Rano z drżącymi rękoma weszłam do łazienki, zrobiłam co trzeba i odczekałam kilka minut, które dłużyły się niemiłosiernie. Wzięłam test do ręki i zszokowana upuściłam go na podłogę! Potem spojrzałam znów i nawet odczekałam 20 minut czy wynik się nie zmienił! Tak! Wreszcie się udało! Boże...nie wiem już nic! W szoku i ze szczęścia nie wiedziałam, co dalej zrobić z tą wspaniałą wiadomością! Musiałam powiedzieć mężowi, który wyjechał niedawno do pracy. I po prostu w chwili euforii zadzwoniłam do lokalnego radia, by za jego pośrednictwem powiedzieć mężowi, że będzie tatą. Spiker spisał się na medal, pozwolił mi podzielić się wspaniałą wiadomością z mężem, który po odsłuchaniu mojej wiadomości (nawet nie pomyślałam, czy słucha radia czy nie, ale jednak słuchał!) od razu do mnie zadzwonił. A gdy skończyliśmy rozmowę dopadły mnie wyrzuty sumienia, lęk i oszołomienie, bo jako świeżutka, przyszła mama nie wiedziałam jakie badania i kiedy najpierw zrobić, a przede wszystkim przypomniałam sobie, że w Święta Wilekanocne, które tydzień wcześniej spędziłam w rodzinnym gronie niczego nie świadoma piłam alkohol (mimo, że niedużo, bo jakoś mi nie smakował, to jednak lampkę wina posmakowałam)! Więc kolejnego dnia z mężem udałam się do ginekologa. I do póki lekarz nie uspokoił mnie, że wszystko jest i będzie dobrze, a to pierwsze tygodnie ciąży, drżałam o swoją fasolkę jak szalona! Moment, gdy trzymałam w ręku zdjęcie usg z widoczną małą plamką sprawiał, że wychodząc z przychodni uśmiechałam się nawet do obcych ludzi, którzy mój uśmiech odwzajemniali nieświadomi tego, jakie "małe wielkie szczęście" mnie spotkało! Może niektórzy nawet pomyśleli, że jestem szalona, ale nie mój mąż, który widząc mnie rozpromienioną powiedział do mnie ze śmiechem: "No to wymarcowaliśmy maluszka;)", po czym objął mnie i poszliśmy spełnić pierwszą moją ciążową zachciankę - gofry z bitą śmietaną i kiwi ;) A dziś...dziś cieszę się stawiającym pierwsze kroczki, zdrowym synkiem, który niedługo skończy rok i czasem nie dowierzam w swoje szczęście :)
- Zarejestrowany: 01.09.2013, 18:09
- Posty: 204
Niedługo po ślubie ( a właściwie jeszcze nawet długo przed) obudziło się we mnie pragnienie bycia mamą. Było to tak silne, że nie zważając na wszystko namawiałam męża na dziecko. Nie było łatwo-mieszkaliśmy na stancji,oboje studiowaliśmy,mąż pracował tylko dorywczo. Jednak ja nie mogłam czekać,brakowało mi czegoś w życiu,nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Mąż był już blisko decyzji o dziecku, ale wciąż nie mógł się zdecydować. I wtedy los zdecydował za niego.
Początkowo nawet przez myśl mi nie przeszło,że jestem w ciąży. Zaczęłam się dziwnie czuć, ciągle chciało mi się spać,ale zrzucałam to na przemęczenie. Jednak po kilku dniach zorientowałam się,że spóźnia mi się miesiączka. Zatliła się we mnie iskierka nadziei. Mąż pracował akurat w innym mieście,więc nic nie wiedział, a ja nie chciałam rozmawiać o takich rzeczach przez telefon.
Po powrocie od babci, pamiętam,że już dość późnym wieczorem pobiegłam do Rossmanna po test ciążowy. Tego wieczoru mąż miał wrócić do domu, a ja obiecywałam sobie,że zrobimy ten test razem,rano. Jednak już 10 minut po przyjściu do domu nie wytrzymałam. Najpierw pojawiła się jedna kreska, zawiedziona położyłam test na pralkę. Po chwili zerknęłam jeszcze raz i nie mogłam uwierzyć-pojawiła się druga,bardzo bladziutka.Oglądałam ją ze wszystkich stron i wszystko we mnie krzyczało-będziesz mamą! Z emocji najpierw siadłam, a potem zaczęłam chodzić wzdluż mieszkania. Spojrzałam na ten test setki razy. Czułam się jakbym się unosiła nad ziemią, nie mogłam uwierzyć w to,że największe marzenie właśnie staje się faktem.
Mąż wrócił dwie godziny później niż planował. Kiedy tylko wszedł do mieszkania chciałam jak najszybciej podzielić się z nim nowiną.
"Kochanie,muszę ci coś powiedzieć" zaczęłam. Na co mąż: "Jesteś w ciąży?" I tak zniszczył całą moją opracowaną formułkę o tym jak to będziemy rodzicami:)
Kilka dni później ciąża została potwierdzona przez lekarza. Po tygodniu przeżyliśmy chwilę grozy, trafiłam do szpitala, byliśmy pewni,że straciliśmy dziecko. Bóg jednak nad nami czuwał i okazało się,że Maleństwu nic nie jest. Ciążę zniosłam rewelacyjnie i jestem mamą wspaniałego synka:)
A już niedługo te chwile radości będziemy przeżywać ponownie, bo myślimy o rodzeństwie dla synka.
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 08:25
- Posty: 1
Na mnie wiadomość o ciąży spadła znienacka :) Cos przeczuwałam, że to uczucie osłabienia to coś więcej niż spadek odporności z powodu zmiennej pogody. Zrobiłam test, ale wyszedł negatywny. Po tygodniu drugi i pokazały się dwie kreski. W pierwszej chwili byłam przerażona. Potem na przemian się cieszyłam i bałam co to będzie. Dałam sobie dzień na przemyslenie sytuacji i ułożenie w głowie jak mam przekazać tą wiadomość partnerowi. Na drugi dzień mój Mati do mnie przyjechał i tak nijak nie mogłam mu powiedzieć. W końcu spojrzałam na wódkę weselną, którą dostaliśmy kiedyś od znajomych i powiedziałąm, że może ją zabrać bo ja w zasadzie to jej w najbliższym czasie nie ruszę :) I tak od słowa do słowa powiedziałam, że będziemy rodzicami. Mati też był na początku w szoku, trochę mineło zanim uporał sie z wieściami, ale teraz się cieszy i czekamy juz na wyklucie się naszego synka. A takim dopełnieniem uczucia, że to nie sen i naprawdę będe mamą było pierwsze USG i widoczne bijące serce :D
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 08:54
- Posty: 1
moment kiedy dowiedzialam sie,ze bede mama tak jak pewnie dla wiekszasci mam (pomijajac moment narodzin bobasa)to najwspanialsza chwila na swiecie ,a bylo to tak.staralismy sie z mezem o dzidziusia niewiele czasu,bo zaledwie 2mies,ale dla mnie trwalo to wieki,testy robilam chyba co tydz,w koncu po kilku testach zakonczonych 1 rozowa kreseczka dalam sobie na wstrzymanie...ale pewnego dnia kiedy to juz mi sie "spoznial " maz powiedzial,zebym zrobila test (a mialam takowy schowany na wszelki wypadek ),wiec nie opieralam sie i przystapilam do dzialania,test zostawilam w laziece,pewna ze znowu to "falszywy alarm" kazalam mezowi sprawdzic wynika...ale co to, moj ukochany wraca i pyta ile powinno byc kreseczek,a ja na to "a ile jest "?,a on ze 2....nie moglam uwierzyc,to co wtedy czulam to byla mieszanka wszystkich mozliwych uczuc...lzy pomieszana z niedowierzaniem ,szczescie z niepewnoscia,niekonczaca sie radosc i smiech ,ze bede mama :)
- Zarejestrowany: 29.11.2010, 18:14
- Posty: 27
Na nasze małe szczęście czekaliśmy trzy długie lata.
Jeszcze przed ślubem podjęliśmy starania,ale bez skutku.
Ciągle wierzyłam,że się uda dlatego nie szukaliśmy pomocy u specjalistów.
W grudniu 2013 roku postanowiłam udać się na wizytę,okazało się,że ze mną wszystko jest w porządku tylko miałam brać tabletki na zbicie prolaktyny,w międzyczasie mąż miał zrobić badania i po trzech miesiącach miała być kolejna wizyta.
Jednkaże już w styczniu znowu odwiedziłam pana ginekologa z podejrzeniem...ciąży:D:D
Test zrobiony 4stycznia pokazał dwie kreseczki,jeszcze śpiącemu mężowi wcisłam w dłoń teścik.
Wymacał okienko i już podejrzewał co to może być,radość mieszała się z obawami,jak to będzie.
Czekaliśmy na serduszko 4 długie tygodnie,ze względu na przyjmowane leki poszłam do lekarza już w 5 tygodniu i jeszcze nie było serduszka.
Dopiero kolejna wizyta pokazała ślicznie bijące seduszko.
Ciąża przebiegła bez problemu,poród też był znośny i tak 10 września pojawił się na świecie Adaś:)
Kiedy poczułam,że jestem mamą?
Myślę,że jak położyli mi na brzuchu małego golaska,który od teh chwilii był zdany tylko na mamę i tatę.
Od razu poczułam magiczną więź,która zwie się MIŁOŚCIĄ MATCZYNĄ :)
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 09:35
- Posty: 4
Moja Historia , może nie jest najciekawsza .
Lecz , byłam z partnerem 4 lata staralismy sie o dziecko dwa lata , lecz nie mogłam zajść w ciążę.
Kiedy przestaliśmy sie Kochać , któregoś dnia `usiadłam i czułam ,że jestem w ciąży.
Pobiegłam do pobliskiej apteki i kupiłam test ( Wynik pozytywny) .
Potem wizyta u lekażą , który stwierdził , ze jestem w ciąży.
Na poczatku byłam bardzo zaskoczona , lecz z dnia na dzien cieszyłam sie jeszcze bardziej .
Powiedziałam byłemu chłopakowi o tym , ale niestety okazało sie , ze Go to wogole nie obchodzi:(
Teraz jestem w 30 tygoniu ciązy , i czekam na swojego Synka ... z Dnia nadzień kocham Go jeszcze bardziej.
Wiem , jednak , że będę potrzebowała dużo siły jako samotna matka , ale myślę , ze dużo przeżyłam w swoim życiu i to też przezyje , pozatym dziecko da mi napewno dużo siły i energi do planowania i marzeniach . Dziecka uśmiech wynagrodzi mi wszystkie złe dni...
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 08:02
- Posty: 1
Chwila kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą?
To była niedziela, prawie 2 tygodnie temu. Od kilku dni bolał mnie dziwnie brzuch na dole i spóźniał się okres. Tak na prawdę jednak nie przejmowałam się za bardzo spóźniającym się okresem gdyż już od dłuższego czasu był on nieregularny i często zdarzało się, że się spóźniał, a ja za każdym razem panikowałam i robiłam testy ciążowe a dwie godziny później dostawałam okres. Dlatego też tym razem postanowiłam się nie przejmować, ale jednak musi coś być w tym "instynkcie macierzyńskim", bo tym razem chyba wiedziałam podświadomie, że rozwija się we mmnie maleńki bąbelek ;)
Tym razem postanowiłam nie siać paniki i nic nie mówiłam mojemu partnerowi o moich podejrzeniach. Czekałam na odpowiedni moment gdy go nie będzie w domu żeby mieć czas kupić test i go zrobić. I nadeszła w końcu ta chwila, właśnie w niedzielę, około dwóch tygodni temu. Maciej pojechał na rajd robić zdjęcia a ja szybciutko wyszłam z domu do apteki. Zapomniałam jednak, że to niedziela i żeby znaleźć otwartą aptekę musiałam przejść prawie całe miasto :( Gdy wróciłam do domu byłam padnięta. Jednak od razu poszłam do łazienki zrobić test. Byłam niemal pewna, że i tym razem wyjdzie negatywnie. Jednak gdy zobaczyłam dwie kreseczki, to zamarłam na chwilę - cieszyłam się ogromnie a jednocześnoe dopadł mnie ogromny strach "Czy ja sobie poradzę? Czy ja oby na pewno jestem gotowa aby zostać mamą i wziąć na siebie tak wielką odpowiedzialność jak wychowanie drugiego człowieka? Czy spełnie się jako mama?" takie właśnie myśli kolatały mi się w głowie, więc dla pewnośći powtórzyłam test. I ten okazał się pozytywny :) Jednak radość z bąbla w brzuszku była silniejsza niż strach. Na poczatku postanowiłam, że powiem Maćkowi dopiero za dwa dni w naszą rocznicę :) Taki prezent postanowiłam mu zrobic :D Jednak wieczorem nie wytrzymałam i postanowiłam pokazać mu testy :) Jakieś pół godziny zajęło mi przejście z jednego do drugiego pokoju aby pokazać mu testy. W końcu zebrałam się na odwagę ;)
Bałam się, że może się nie ucieszcyć, planowaliśmy dzieciątko, ale jeszcze nie teraz, tyle co się przeprowadziliśmy, ja miałam 2 miesiące do końca umowy w pracy, no i jeszcze moja choroba - celiakia wykryta niecałe pół roku temu.
Jednak wszystkie te problemy i strach minęły w momencie gdy zobaczyłam tą ogromną radość w jego oczach :) Radość i szczęśćie, że zostanie tatą, że stworzymy pełną rodzinę.
Chwila kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą dotarła do mnie kilka dni później gdy pani doktor potwierdziła ciążę i zobaczyłam mojego małego bąbla na usg dopochwowym.
I mimo tego, że oprócz ciąży okazało się, że mam problemy ze zdrowiem i mimo tego, że jestem chora na celiakię (i mój bąbelek także może zachorować), mimo tego wszystkiego wiem, a raczej czuję, że wszystko musi być dobrze, wszystko się ułoży. Nie zamartwiam się więc :) Z radością z partnerem patrzymy w przyszłośc i oczekujemy naszego bąbelka, które ma się urodzić w czerwcu (teraz jesteśmy w 7-mym tygodniu ciąży).
Chwila kiedy dowiedziałam się, że jestem mamą była najwspanialszą chwilą w moim życiu, zmieniła i przewróciła moje życie do góry nogami, ale jesli mam być szczera to teraz wiem, że na prawdę żyję; teraz wiem, że moje życie ma sens; teraz mam prawdziwy cel w życiu :)
I wszystkim przyszłym mamom życzę takich uczuć :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za przeczytanie mojego postu :)
Małgosia
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 11:26
- Posty: 6
Pewnego dnia wraz z Mężem po wielu rozmowach wreszcie zdecydowaliśmy o staniu się pełną, prawdziwą rodziną. Na początku pełni obaw czy aby na pewno, może jeszcze poczekajmy, czy na pewno chcesz z niepewnością zaczęliśmy starania o nasze Maleństwo. Minął pierwszy miesiąc, w dniu spodzieewanej miesiączki zrobiłam test - nic... Tak minął drugi i trzeci i kolejny. W międzyczasie moja młodsza siostra zaszła w niespodziewaną ciążę. To było troszkę jak cios - dlaczego nam się nie udaje, może coś jest ze mną nie tak. Mijały kolejne miesiące i wreszcie przyszedł ten - MAJ. Okres spóźniał mi się, ale nic sobie z tego za bardzo nie robiłam, zdażało się tak i wcześniej. Po kilku zapytaniach Męża i jak? w Dzień Matki zrobiliśmy test, oczywiście razem :) Mocno przytuleni czekaliśmy na wynik (chociaż wiadomo było, że on już tam jest od kilku dobrych minut). Ja nie mogłam się odważyć, to Krzysiek wreszcie postawił sprawę jasno - daj, zobaczę. Patrzy i się uśmiecha, pokazuje mi i mówi: widzisz? Ja nic, bo nie widziałam, tylko jedna gruba kreska... Kolejna załamka. Ale to mój Kochany Mężuś pokazuje mi, że o tutaj jest taka bladziutka, no patrz dobrze i faktycznie była. Po 3 dniach powtórzyłam test jeszcze wtedy nie nakręcając się za bardzo. Pobiegłam z rana do łazienki, zrobiłam i wlatuję do łóżka nie znając oczywiście wyniku. Patrzymy z Mężem i są - DWIE grubachne krechy, mega krechy!!! Tego szczęścia nie da się opisać. Do lekarza poszliśmy razem i zobaczliśmy pęcherzyk, na następnej wizycie zobaczyliśmy bijące serduszko. Jest nasze szczęście. Uwierzłam w nasze Maleństwo kiedy poczyłam pierwsze ruchy, takie delikatne, 17tc. Długo długo później poczuł Mąż - w 22. I nawet temu mojemu rosłemu facetowi zakręciła się łezka w oku dowiedziawszy się, że bedziemy mieli Córeczkę, obserwując fikołki na ekranie w gabinecie i słuchając bicia serduszka. Ciąża to najszczęśliwszy dla Nas czas, czas oczekiwania na Nasze Słoneczko, które pojawi się na świecie za około 14 tygodni :)
Każdej kobiecie marzącej o dziecku życzę spełnienia tego wielkiego pragnienia.
- Zarejestrowany: 17.09.2014, 09:39
- Posty: 2
Na ciąże zdecydowaliśmy się po 10latach znajomości. Nie od razu się udało, ale jak w końcu na teście zobaczyłam dwie kreski rozpłakałam się. Nie mogłam doczekać się wizyty u lekarza, którą miałam w 8 tyg., Gdy nadszedł ten dzień cała w "skowronkach" poszłam do lekarza. Niestety mąż nie zdążył, więc weszłam do 'gabinetu sama. Lekarz bada, patrzył na USG długo. Pomyślałam, że coś jest nie tak ;( Wtedy lekarz pokazując mi ekran zakreśla ruch palcem i mów tu jest pęcherzyk ..puścił mi bicie serduszka i mówi, że jest tu dziecko. Byłam bardzo szczęśliwa. Po chwili puszcza znowu bicie serduszka przekręca ekran w moją stronę i mówi "o a tu drugi pęcherzyk i drugie dziecko" Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co powiedzieć a on do mnie "może poszukamy trzeciego?". Wychodząc z gabinetu zahaczyłam o wieszak, który prawie przewróciłam. Zobaczyłam męża i moją przyjaciółkę, która akurat też przyszłą na wizytę. Pokazuje mężowi USG a on do mnie, że nic tam nie widzi(jak to facet ;) ja mu mówię, że bliźnięta .. cała poczekalnie zaczęła bić brawo przyjaciółka zaczęła mnie przytulać a mąż zbladł i siadł na krześle. Siedzieliśmy chyba 10 min, po czym mąż wstał mocno mnie przytulił i powiedział, że jest bardzo szczęśliwy. Ja też mimo szoku byłam najszczęśliwsza na świecie. Pamiętam jak powiedziałam mojej mamie to nie uwierzyła i poszła pranie wieszać, dopiero po 20 min przekonywania jej i pokazywania wydruku usg uwierzyła :P
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 14:19
- Posty: 4
Dla nas wiadomość o ciąży była ogromnym zaskoczeniem mimo iż dziecko planowaliśmy od dawna ;-) Słysząc historię o wielo miesięcznych staraniach o ten największy Cud liczyliśmy się z tym, że za pierwszym razem nie ma szans... w 9 rocznicę bycia razem powiedzieliśmy w Kościele "TAK". Jak to wg tradycji po ślubie było i wesele do białego rana, na szczęście noc poślubną, trwającą cudowne AŻ 3h! bo trzeba było zejść na śniadanko i żegnać gości, spędziliśmy w pięknym pokoju nad salą i pewnie nie było by w tym nic ciekawego gdyby nie fakt, że Nasze Maleństwo będzie Naszym Małym cudem nocy poślubnej ;-) Wszystkie znaki mówiły, że ten jeden jedyn raz nie mógł dać nam dwóch kreseczek, więc nawet nie robiliśmy sobie nadzieji. Po ślubie niestety oboje musieliśmy wyjechać w delegację i nie widzieliśmy się przez 3 długie tygodnie...Dopiero chęć jedzenia cały tydzień parówek z żółtym serem i spania nawet na siedzącą zapalił u nas lampkę, dla "pewności, że to nie to" zrobiliśmy test... jakie było zdziwienie i OGROMNA RADOŚC!! jak na teście pojawiły się bardzo wyraźne 2 kreseczki! Był to piątek wieczorem bo dopiero wtedy byliśmy razem w domku, wczesniej oboje w delegacjach ;( Nie udało nam się umówić do lekarza od razu a w poniedziałek lecieliśmy w podróż poślubną więc na pierwsze USG i bicię serduszka musieliśmy poczekać kolejne, dłuuugie ale i cudowne 2 tygodnie... Przed podróżą wykupiliśmy pół kiosku z gazetami kupując wszystko co mogło mieć chodziarz jeden artykuł o ciąży i dziecku ;-) Nasza Fasoleczka okazała się zdrowiutka i teraz za "połóweczką" nadal trzymamy kciuki, żeby było zdrowiutkim dzieciątkiem. Mąż jako zakochany tatuś wziął na siebie wybór wózka, fotelika i łóżeczka oraz wszystkiego co jest związane z techniczną częścią wyprawki ;-) Poznał wszystkie statystyi, testy i opinie, a teraz powolutku uczy się o pieluszkach i różnicach między śpiochami i body ;-) I tak na zawsze zapamiętamy noc poślubną i podróż poślubną ;-)
- Zarejestrowany: 13.10.2014, 14:23
- Posty: 4
Kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam lekko zdezorientowana, wystraszona, zakłopotana. Choć od ślubu minęło 2 lata, nie planowaliśmy z mężem jeszcze potomstwa. Ważniejsza była praca, budowa domu...stabilność. Ale bardzo szybko oboje przestawiliśmy swoje priorytety i ucieszyliśmy się, że będzie z nami nowy, mały człowiek, nasze dzieciątko- Hania. Całą rodzinę szybko obiegła wieść o powiększeniu rodziny, dziadkowie byli zadowoleni i dumni. Pojawiły się niespisane deklaracje kto kupuje wózek, kto łóżeczko, kto będzie chrzestnym :)
W 12 tyg. ciąży wizyta kontrolna. Ja czuję się wyśmienicie. Z radością biegnę zobaczyć naszą kruszynkę na USG, zastanawiam się ile urosła, myślę jakie zdjęcie doktor zrobi, żeby i tatuś mógł się nacieszyć. I zamarłam… serduszko nie biło. Hania nie żyła już -wg aparatury ok. tygodnia- nie dając żadnych objawów. Poronienie zatrzymane- skierowanie do szpitala- stan zagrożenia życia dla mnie, matki, którą nie zdążyłam jeszcze pobyć.. Po zabiegu łyżeczkowania trudno było dojść do harmonii życia. Nic mnie cieszyło, choć mąż bardzo się starał to zmienić. Nie pomogły też kolejne wieści, kiedy rozszerzona diagnostyka po stracie dziecka wykazała, że mam dwurożność macicy, przegrodę i szanse na następne dziecko gwałtownie spadły.
Po tym smutnym doświadczeniu, naszym nowym priorytetem stało się posiadanie potomstwa, mimo wszystko. Czas mijał, a kolejne miesiączki były dla mnie wielkim rozczarowaniem. Denerwował mnie widok kobiet w ciąży, których nagle widziałam więcej niż dotychczas. Ucieczką stała się dla mnie praca, dodatkowe dyżury, zabijanie negatywnych myśli. Po 11 miesiącach starań, wstałam rano niespodziewanie z myślą, że CHYBA JESTEM W CIĄŻY. Nie tracąc czasu na powszechnie dostępne testy, od razu poprosiłam koleżankę na dyżurze- jestem pielęgniarką - o pobranie krwi. Nie zapomnę nigdy, jak baaaaaaaardzo dłużył mi się czas, w oczekiwaniu na wyniki beta HCG.
I stało się! HURA! Świat znów zaczął być kolorowy, a łzy radości same płynęły. Mąż nie musiał już „stawać na głowie” aby wykrzesać ze mnie trochę radości :)
Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby utrzymać tą ciąże, mimo złych rokowań lekarskich.
Zostawiłam pracę, przeprowadziliśmy się na wieś. Od samego początku jestem na hormonach utrzymujących ciąże, a na wizyty kontrolne już nie biegam radośnie, ale drżę ze strachu, czy wszystko gra. Po „drodze” były krwiaki wewnątrzmaciczne, dwumiesięczny reżim łóżkowy, wizyty co 2 tygodnie, wiele zakazów i nakazów. Ale czego się nie robi dla tej wielkiej radości, jaką są dzieci?! Czym zastąpić uczucie radości, kiedy kruszynka pierwszy raz „cię kopnie”?
Dziś jesteśmy w 36 tygodniu ciąży. Dziękujemy Bogu za każdy dzień bycia razem, we trójkę. Życzymy wszystkim, którzy pragną tak jak my, aby mogli doświadczyć rodzicielstwa.