Kiedy sięgnąłem po pierwszego papierosa miałem jakieś 35 lat. Wiele lat spędzonych z nim sprawiło, że bardzo się ze sobą zżyliśmy. Był ze mną w dobrych jak i w tych złych momentach. Uspokajał, ukajał moje poruszone nerwy i sprawiał, że na moment odsuwałem swoje myśli od problemu. Był jak najlepszy przyjaciel.
Mimo, iż takich historii jest całe mnóstwo, to opisując swoją "drogę", chciałabym stać się kolejnym dowodem na to, że można definitywnie zakończyć ten "związek". Nieważne, ile mamy "przepalonych lat", jakie są jego skutki - ważne, że lepiej późno niż wcale...
Pozytywne nastawienie do życia, zawsze pozwalało mi czerpać z niego pełnymi garściami. Byłam duszą towarzystwa, ukończyłam studia z wyróżnieniem a prawdziwe rodzinne życie, tylko tę radość dopełniło...
Mnóstwo razy wyobrażałam sobie jak to będzie…. Myślałam, że będzie jak w filmie: obudzę męża w środku nocy, informując, że właśnie wody mi odeszły. Potem szalona jazda do szpitala, ja na siedzeniu pasażera jęcząca z bólu… Rzeczywistość okazała się jednak być nieco bardziej przyziemna…
Czasami mam jednak wrażenie, że zapomina o tym nie tylko otoczenia, ale i sama zainteresowana.
Położna przyniosła moją małą gwiazdeczkę :) To było najcudowniejsze uczucie na świecie. Patrzeć na cząstkę siebie i męża nosek na malutkiej buźce :) Moja radość koiła nawet bolące poporodowe miejsca :)
Nasz ślub, było to jedno z najpiękniejszych wydarzeń w naszym życiu. Po kilku nieprzespanych nocach, w końcu nadszedł ten dzień.
Liwia przyszła na świat 8 października 2011 roku. Poród w tym dniu był niesamowitym zaskoczeniem, ponieważ miał odbyć się miesiąc później! Na szczęście w razie takiej awaryjnej sytuacji, parę rzeczy do szpitala zdążyłam przygotować, jednak w pośpiechu i tak część została pominięta.
W życiu każdego rodzica przychodzi taki moment, że trzeba się zmierzyć z jednym z najtrudniejszych (jeśli nie najtrudniejszym) tematem rozmowy, jakim jest śmierć. Nie ma niestety takich rad, które jednoznacznie wskażą, jak odpowiadać na pytania dziecka dotyczące umierania i tego, co będzie później.
Córkę urodziłam w wieku 21 lat jako studentka pedagogiki. Poszłam na studia z zamiłowania, mogę powiedzieć nawet z powołania. Studiowałam reedukację, chcąc pomagać dzieciom w przezwyciężaniu trudności.
Kiedy poczułam jak rodzi się we mnie instynkt macierzyński, zaczęło się dziać coś dziwnego. Gdy na ulicy widziałam kobiety w ciąży lub matki z maleństwami, rozpacz ściskała za gardło, ponieważ tak bardzo chciałam być na ich miejscu.
Choroby są różne. Dzieci są różne. Rodzice są różni. Przeżycia zawsze ciężkie, siły nie zawsze tak trwałe jakbyście chcieli, opieka i leczenie niekoniecznie na takiem poziomie jakbyście oczekiwali, ale za to miłość i bezwarunkowe oddanie ZAWSZE w maksymalnym wydaniu. Widzę to w Was codziennie!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.